Bayolea – powrót do przeszłości

Choć bohater dzisiejszego wpisu – Bayolea od Penhaligon’s - pochodzi z 2014 roku to w ofercie angielskiej marki już wcześniej obecne były produkty sygnowane tą nazwą. W oryginale Bayolea był bowiem tonikiem do włosów skomponowanym przez samego William’a Penhaligon’a. Wraz z nim w sprzedaży dostępna była zaś cała gama innych, dedykowanych mężczyznom, produktów do codziennej pielęgnacji. Jednak dopiero kilka lat temu włodarze brytyjskiej firmy postanowili sięgnąć do korzeni i przywrócić światu wspomnianą kompozycję. Tym razem jednak jako wodę toaletową. W efekcie Bayolea trafia dziś na Agar i Piżmo. Zapraszam do lektury recenzji tych perfum.

Bayolea.jpg

Początek zapachu to silne uderzenie cytrusów. Jest więc trochę słodko a trochę kwaśno. Bez problemu odnalazłem tu soczysty aromat mandarynki. Podejrzewałem również obecność cytryny. Tymczasem zamiast niej w składzie występuje trawa cytrynowa. Za jej sprawą Bayolea nabiera nieco bardziej zielonego odcienia. Obok niej pojawia się zaś jeszcze tangerynka. I to ona wnosi do kompozycji Penhaligon’s nieco goryczy. Niemniej samo otwarcie tych perfum postrzegam jako bardzo rześkie i energetyzujące. Wydaje mi się też, że trwa ono nieco dłużej niż standardowo powinna trwać głowa zapachu. Być może jest to jednak tylko moje odczucie.

Bayolea

Po intensywnie cytrusowym początku recenzowany dziś zapach zaczyna się przekształcać. Na pierwszy plan wychodzi zaś lawenda. Jej aromat jest tu naprawdę silnie ziołowy. Zdecydowanie bardziej wytrawny niż słodki. Do tego suchy. Ostrości dodatkowo nadaje mu zaś czarny pieprz. I już w tym momencie nie można mieć wątpliwości, że Bayolea to perfumy dedykowane mężczyznom. Mają w sobie ten balwierski sznyt. Zielony wątek, zaznaczony w głowie kompozycji, w sercu kontynuowany jest zaś za sprawą kardamonu. Wspólnie ze wspomnianym pieprzem tworzy on przyjemną, przyprawową otoczkę tych perfum. Aby jednak zachować balans, Mike Parrot wzbogacił środkową fazę swojego dzieła o aromat neroli. Ta odrobina słodyczy wygładza ostre krawędzie zapachu. Powiedziałbym nawet, że pomaga mu się ucywilizować. Nie odbiera jednak nic z męskiego charakteru. Szczególnie, że przebijający z bazy mech dębowy również nam o nim przypomina. Zabarwia on kompozycję ciemną zielenią. Sama baza to już jednak w dużej mierze królestwo paczuli. Jej woń nie jest jednak aż tak ostra jak można by się spodziewać. Być może jest to efektem zestawienia jej z miękkimi nutami drzewnymi. Przede wszystkim sandałowcem. Jednak również i obecny w składzie cedr podany jest tu w sposób lekki i przyjazny. Nieco nawet słodki. Na mojej skórze dość wyraźnie czuć też było wątek ambrowy. W połączeniu z piżmem przełożył się on na zauważalnie cieplejszy charakter ostatniej fazy recenzowanych perfum. Jej drzewny klimat nie podlega jednak dyskusji.

Nadszedł czas, aby sprawdzić jak Bayolea prezentuje się pod kątem parametrów użytkowych. Również i tu jest zaś całkiem dobrze. Jeśli chodzi o projekcję tych perfum to określiłbymjako umiarkowaną. Zapach nie jest ani mocny ani słaby. Utrzymuj się w granicach naszej strefy komfortu, nie przylega jednak zanadto do skóry. Zupełnie przyzwoity jest również czas przez jaki się na niej utrzymuje. Jak już wspomniałem kompozycja ma postać wody toaletowej a jej trwałość to około 8-9 godzin. Przynajmniej w moim wypadku.

Bayolea

W perfumach Penhaligon’s zawsze podobają mi się ich flakony. Nie inaczej jest też w przypadku opisywanego dziś zapachu. Buteleczka Bayolea jest przy tym chyba najbardziej męska ze wszystkich kompozycji angielskiej marki, jakie do tej pory recenzowałem na blogu. Zapewne jest to w dużej mierze spowodowane czarną barwą zdobiącej jej szyjkę kokardy. Poprzez skojarzenie ze smokingową muchą nadaje ona flakonowi jakby wieczorowego charakteru. Natomiast etykieta utrzymana jest w formie plakatu reklamowego. Z dawnych czasów oczywiście. Dziś takich obwieszczeń już się nie widuje. Uwagę zwraca także jej kolorystyka. Oprócz bieli i czerni nie znajdziemy tu bowiem żadnych innych barw. Całość jak zwykle tworzy więc niezwykle spójny koncept.

Od dłuższego czasu nie testowałem żadnej kompozycji o podobnym charakterze dlatego obcowanie z Bayolea przyniosło mi sporo frajdy. Zapach jest dość lekki i raczej niezobowiązujący a jego cytrusowy aromat nigdy nie znika do końca. Jednocześnie perfumy te są naprawdę bardzo aromatyczne. Momentami ostre i wyraźnie męskie. Choć ich serce trochę mniej przypadło mi do gustu, to baza naprawiła to z nawiązką. Czuć nawiązania zarówno do perfum szyprowych jak i zapachów fougère. Mimo to Bayolea wydaje się kompozycją raczej jasną. Z powodzeniem można używać jej jako zapachu na lato. Dla mnie zaś spotkanie z perfumami Penhaligon's było bardzo odświeżające i dało sporo przyjemności.  

Bayolea
Główne nuty: Cytrusy, Nuty Drzewne.
Autor: Mike Parrot.
Rok produkcji: 2014.
Moja opinia:  Polecam. (6/7)