Ombré Leather – skórzany neseser

Od dłuższego już czasu na blogu nie pojawiły się żadne perfumy z nutą skóry w temacie. Aby zatem nadrobić to niedopatrzenie na celownik obrałem Ombré Leather marki Tom Ford. Zapach ten debiutował na rynku stosunkowo niedawno (2018 rok), a mimo tego już zdołał zdobyć sobie całkiem spore grono miłośników. Przedstawiany jest natomiast jako bogaty i zmysłowy. A przy tym kojarzący się z pustynią. A więc miejscem na pierwszy rzut oka jałowym. Choć tak naprawdę tętniącym ukrytym życiem. Ale czy nasz bohater odzwierciedla to wyobrażenie? A może w swoim dziele Sonia Constant poszła w zupełnie innym kierunku? Przekonajcie się sami!

Ombre Leather.jpg

Po aplikacji na skórę Ombré Leather niemal natychmiast skojarzyły mi się z innymi skórzanymi perfumami Ford’a, to jest z Tuscan Leather. Oba zapachy mają sporo podobieństw, choć są i różnice. Przede wszystkim, w swoim otwarciu, dzieło Sonii Constant jest wyraźnie mniej owocowe. Choć w oficjalnym spisie nut malina w ogólne nie figuruje, to zarówno Marcin Budzyk z Nex de Luxe jak i Thomas Duckley z The Candy Perfume Boy zwracają uwagę na to, iż pewne malinowe akcenty da się tu wyczuć. I ja również je wyłapuje, choć uważam, że są one naprawdę subtelne. A głowa recenzowanej kompozycji jest wyraźnie wytrawna. Surowości nadaje jej zaś przyprawowa nuta kardamonu. W efekcie całość staje się nieco bardziej pylista a Ombré Leather naprawdę zaczyna kojarzyć mi się z pustynią.

Jeśli chodzi o akord skóry to w opisywanych dziś perfumach jest on absolutnie pierwszoplanowy. A także bardzo sugestywny. Króluje przez cały czas ich trwania na skórze. A wykonany został naprawdę świetnie. Skóra jest tu wytrawna i dymna. Ciemna, ale nie mroczna. Bardziej niż ze stanowiącą atrybut każdego rockmana kurtką kojarzy się z wysokiej klasy neseserem. Jest w niej sporo elegancji. Myślę, że po części może to być zasługą obecnego w sercu Ombré Leather jaśminu. Jego ciepły, kwiatowy aromat stanowi kontrapunkt dla głównej bohaterki tych perfum. Tonuje nieco jej surowość, przesuwa też zapach w kierunku półki z napisem uniseks. Do tej pory dzieło Ford’a miało bowiem wyraźnie męski charakter. Teraz jednak trochę się uniwersalizuje. Choć obecny w jego bazie mech dębowy sprawia, że dalej postrzegam je jako dedykowane przede wszystkim panom. A skoro już dotarliśmy do ostatniej fazy zapachu, to stwierdzić muszę, że skóra dalej odgrywa tutaj kluczową rolę. Nieco silniej zaznacza się jednak wątek drzewny. Oprócz wspomnianego mchu, odnajdziemy tu bowiem jeszcze choćby paczulę. Podbudowuje ona wytrawną stronę kompozycji, w Ombré Leather nie wyczuwam jednak jej charakterystycznego brudnego aspektu. Całość pozostaje sucha, ale elegancka. I nie zmienia tego również pojawiająca się na ostatnim etapie dzieła Sonii Constant nuta ambry. Odrobinę zmiękcza ona surowość recenzowanych perfum, robi to jednak dość subtelnie. Jej złociste tony podtrzymują także ciepły i świetlisty wątek, zapoczątkowany w sercu przez jaśmin. Poza tym jednak w bazie niewiele się dzieje.

Przekonajmy się teraz jak opisywana dziś kompozycja prezentuje się pod kątem walorów użytkowych. I od razu muszę powiedzieć, że jest dobrze. Szczególnie jeśli chodzi o projekcję. Ta jest bowiem naprawdę silna. W zasadzie wystarczą już dwa psiki, by otoczył nas obłok skórzanego aromatu. A kiedy tak się stanie gwarantuję, że nie pozostaniecie w umieszczonym w nazwie tych perfum cieniu. Swoją mocą Ombré Leather znacząco wyróżniają się na tle konkurencji. Do tego dochodzi zaś całkiem niezła trwałość. Taka na około 6-8 godzin. Muszę jednak przypomnieć, że mamy tu do czynienia z wodą perfumowaną, a nie toaletową.    

Przy okazji dzisiejszej recenzji, wypada mi także zwrócić uwagę na flakon prezentowanego pachnidła. A ten niewątpliwie wyróżnia się na tle innych propozycji Tom’a Ford’a. Głownie za sprawą swojego walcowatego kształtu. A także jednolicie czarnej barwy. Zarówno sama buteleczka jak i jej etykieta oraz zatyczka utrzymane są w tym samym kolorze. Na jego tle wyraźnie odcinają się natomiast wypisane białą czcionką nazwa kompozycji oraz marka producenta. Całość prezentuje się minimalistycznie a zarazem nieco mrocznie. Dobrze pasuje do charakteru zamkniętej we wnętrzu cieczy.  

Po kilkudniowych testach Ombré Leather mogę spokojnie powiedzieć, że te perfumy zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie. Są męskie i wytrawne. Charakterne. To bardzo wyrazisty zapach. Ale nie przytłaczający. Dzięki jaśminowi w sercu i ambrze w bazie udało się nadać mu nieco lekkości oraz promienistości. Nie mogą się natomiast zgodzić z określaniem tych perfum jako żywych. Przeciwnie, niewiele się w nich dzieje. Skóra dominuje na pierwszym planie, a jedynie w tle obserwujemy drobne przekształcenia. Ewolucja Ombré Leather jest liniowa a całość nie jest zbyt zmienna. Nudną też bym jej jednak nie nazwał. Kompozycja potrafi bowiem zaskoczyć, tyle że nie robi tego często. Poza tym nie mam jej jednak nic do zarzucenia. Moim zdaniem to naprawdę udane skórzane pachnidło. A do tego w przystępnej cenie. Przynajmniej porównując do Tuscan Leather.

Ombré Leather
Główna nuta: Skóra.
Autor: Sonia Constant.
Rok produkcji: 2018.
Moja opinia:  Polecam. (6/7)