Blamage – jak nie dać plamy?
Przedstawiony światu w 2014 roku Blamage to dziesiąty zapach w kolekcji Nasomatto i zgodnie z zapowiedziami twórcy marki - Alessandro Gualtieri’ego - ostatni, stanowiący jej zwieńczenie. Z perspektywy czasu wiemy jednak, że zapowiedzi Włocha były jedynie chwytem reklamowym, bowiem w 2016 roku do rodziny dołączyły kolejne perfumy – Baraonda. Nie zmienia to jednak faktu, że Blamage pozostaje pod pewnymi względami zapachem niezwykłym. Kompozycja ta zainspirowana została ideą stworzenia wielkiego działa za sprawą przypadku (tak powstały chociażby kultowe Shalimar, Vent Vert i Chanel no. 5). W tym celu Alessandro Gualtieri losowo wybrał cztery składniki, na których postanowił oprzeć swoje dzieło, uzupełniając je jedynie o kilka kolejnych nut zapachowych. Co wylosował ekscentryczny Włoch? Tego nie wiemy, wiemy natomiast, że w poszukiwaniu inspiracji oraz pozostałych ingrediencji odbył on podróż po świecie, która udokumentowana została ok. 50-minutowym filmem. Czy jednak rezultatem tej podróży jest zapach, który na zawsze wejdzie do perfumeryjnej galerii sław? Szczerze mówiąc nie sądzę.
Ponieważ Alessandro Gualtieri nigdy nie ujawnił jakich składników użył w procesie tworzenia Blamage ustalenie pełnej listy nut zapachowych jest nieomal niemożliwe. Ja na ich testy zużyłem aż dwie próbki a dziś dzielę się z Wami moim spostrzeżeniami na temat tych perfum. Niewątpliwie prezentowana dzisiaj na blogu kompozycja jest przede wszystkim zapachem drzewnym, jednak z silnymi akcentami białokwiatowymi i przyprawowymi. Z owoców pojawia się tu chyba jedynie bergamotka, występująca w głowie omawianych perfum. Obok niej w pierwszej fazie Blamage obecne są także cynamon i goździki. Otwarcie jest nieco ostre, nie brakuje mu jednak słodyczy. Ta ostatnia to najpewniej efekt zastosowania tuberozy. Dodaje ona kompozycji ciężaru oraz kwiatowego ciepła.
W sercu zapachu tuberoza zastąpiona zostaje przez magnolię i konwalię. Wspólnie podtrzymują one słodki i jakby zawiesisty w odbiorze aspekt tych perfum. Według mnie pojawia się tu także fiołek, który nadaje zapachowi nieco więcej męskiego charakteru. Na tym etapie wyraźnie zarysowuje się już drzewny charakter kompozycji, zbudowany przede wszystkim w oparciu o aromat brzozy. Pod jej wpływem Blamage staje się bardziej dymny i smolisty. Ociepla się oraz nabiera intensywności. Do moich nozdrzy dolatuje też słaba woń kadzidła. Jej aromat dobrze komponuje się z drzewno-żywicznymi akcentami Blamage. W związku z tym podejrzewam, że w produkcji tych perfum mistrz Gualtieri obficie sięgał po Iso E super. Natomiast w bazie niewątpliwie królują już syntetyczne nuty drzewne. Obok drewna sandałowego pojawiają się tu także ambra (pod postacią Ambroxanu?) oraz wanilia. Niestety nie pachną one zbyt naturalnie i czuć, że są efektem pracy w laboratorium jednego z wielkich koncernów. Podobnie zresztą jak utrwalające zapach, ostre i słodkie zarazem piżmo oraz cywet.
Muszę przyznać, że Blamage posiada niezwykłe wręcz parametry użytkowe. Są to perfumy niebywale silne, po wielu godzinach wciąż projektujące naprawdę intensywnie. W zasadzie to momentami przyprawiały mnie wręcz o ból głowy. Do tego ta niesamowita trwałość. Na moje skórze utrzymywały się przez 24 godziny, ale myślę, że ten wynik mógłby być lepszy, gdyby nie fakt, że mam zwyczaj kapać się raz na dobę. Choć zdawałem sobie sprawę, że było to spowodowane dużą ilością syntetycznych utrwalaczy, i tak byłem pod wrażeniem.
Flakon Blamage wyraźnie różni się od pozostałych buteleczek w kolekcji Nasomatto. Wystylizowany został tak, by przypominać brzozę. Szczególnie wyglądająca jak ścięty pień zatyczka zwraca uwagę potencjalnego klienta. Jednak również pokryta sękami właściwa część flakonu przyciąga spojrzenia. Widać, że całość została bardzo dobrze przemyślana i wraz ze znajdującym się w środku zapachem tworzy spójną koncepcję.
W podsumowaniu muszę stwierdzić, że przeprowadzony przez Alessandro Gualtieri’ego eksperyment nie do końca się udał. Tak jak wspominałem, nie wiadomo jakie cztery składniki wylosował Włoch, jednak ich połączenie w ciekawą całość okazało się najwyraźniej trochę ponad jego siły. Blamage nie jest przy tym zapachem złym, w moim odczuciu pozostaje jednak za słodki. Czasem wydawał mi się wręcz lepki, prawie jakby kleił się do ciała. Nie lubię takich perfum. Posiada on przy tym nieduży, ale wyraźny przechył w damską stronę, choć oficjalnie dedykowany jest zarówno kobietom jak i mężczyznom. Na pewno też nie pachnie jak nic, co do tej pory miałem okazję wąchać. Chyba nikt nie mógłby zresztą zarzucić Blamage wtórności, a to w dzisiejszych czasach bardzo duży plus.
Blamage
Główne nuty: Drzewne.
Autor: Alessandro Gualtieri.
Rok produkcji: 2014.
Moja opinia: Może być. (4/7)