Palissandre d’Or – słodki drwal
Po dłuższej przerwie znów mam okazję recenzować zapach z oferty Aedes de Venustas. W przypadku Palissandre d’Or (fr. złoty palisander) nowojorska marka proponuje nam kompozycję określaną jako lekka i drzewna. W opisie na oficjalnej stronie przeczytać możemy o tym, jak mleczne światło przebija się przez drewno tak wypolerowane, że zamienia się w jedwab. Brzmi naprawdę intrygująco, prawda? Zaskoczyło mnie natomiast, że zadania skomponowania tych perfum powierzono Alberto Morillas’owi. Do tej pory Hiszpan kojarzył mi się raczej z lekkimi i świeżymi zapachami o owocowo-kwiatowym charakterze takimi jak Light Blue pour Homme, Mugler Cologne czy Acqua di Giò. Tym bardziej byłem więc ciekaw jak poradził on sobie z postawionym przed nim zadaniem. Zapraszam zatem do zapoznania się z moją opinią na temat Palissandre d’Or.
Róża – to pierwsze co pomyślałem tuż po aplikacji tych perfum na skórę. Co ciekawe, w kompozycji tej wcale jednak róży nie ma. Nie ma też tytułowego palisandru. Aromat drewna różanego został tu wykreowany przy pomocy innych składników, tak jak miało to miejsce z wonią oudu w przypadku Oud Immortel szwedzkiej marki Byredo. Z początku mamy natomiast całkiem sporo różowego pieprzu. Zawiera on w sobie akcenty zarówno mineralne jak i słodsze, owocowe. Wspólnie z kolendrą nadaje on otwarciu Palissandre d’Or lekkości. Ta druga wprowadza również pewne cytrusowe niuanse. W pierwszej fazie zapachu naprawdę dużo jest też cynamonu. Korzennego charakteru dodaje także gałka muszkatołowa. Początek jest więc przyprawowy i wyraźnie słodki. Wpada w rejony gourmand. Jego słodycz dodatkowo pogłębiona została zaś poprzez zastosowanie w składzie recenzowanych dziś perfum nasion ambrette, czyli ketmii piżmowej. W moim odczuciu takie zestawienie nut sprawia jednak, że wstęp do stworzonej przez Morillas’a kompozycji jest nadmiernie słodki. Co ważne, ta słodycz nie jest jednak lepka ani kleista. A to już spory plus. Dodatkowo w tle doszukać się też można delikatnej woni kadzidła.
Oszałamiająca słodycz otwarcia mija wraz z nadejściem fazy serca. Zmiana jest tak ewidentna, że aż sam byłem zaskoczony. Oto w środkowej fazie zapachu karty zaczyna rozdawać paczula. Jej woń jest ostra i bardzo naturalna, do tego brudna i ziemista a także lekko skórzana. Zdecydowanie w wersji obecnej w Palissandre d’Or ma w sobie jakąś dzikość i nieokrzesanie. Oczyma wyobraźni widzę potężną sylwetkę brodatego drwala, który z łatwością rąbie na wióry drewniane kloce. Możliwe jednak, że wcale nie jest ona aż tak ostra, a jedynie wskutek silnego kontrastu z nutami głowy sprawia takie wrażenie. Niemniej tak gwałtowna zmiana wywołała we mnie konsternację jeszcze większą niż ewolucja Dior Homme. Niestety paczula nie dominuje zapachu na długo. Do gry powraca bowiem drzewno-różany wątek a wraz z nim elementy znane z otwarcia tych perfum. Znów jest słodko i trochę pudrowo, robi się także cieplej. Jest to zasługą mieszkanki sandałowca i balsamu copahu. Również baza ma w sobie coś balsamiczno-drzewnego. Do jej budowy posłużyły zaś Ambroxan oraz trzy odmiany cedru: chiński, z Virginii oraz z Alaski. W efekcie Palissandre d’Or staje się delikatniejszy i nieco piżmowy, da się też wyczuć wiórkowate cedrowe niuanse. Baza to również ta część zapachu, która podoba mi się najbardziej. Nie jest dysonansowa i daje spore poczucie komfortu.
Stworzone przez Aedes de Venustas perfumy cechują się umiarkowaną projekcją. Jedynie w początkowej fazie ich aromat jest naprawdę silny. Szybko jednak słabnie a kompozycja usadawia się bliżej skóry. Mimo to, wciąż bez problemu można wyczuć ją na sobie. Ponadto jest też naprawdę trwała. Na moim ciele utrzymywała się nawet przez 11 godzin, nigdy nie znikając szybciej niż po 9. Warto jednak przypomnieć, że Palissandre d’Or ma stężenie wody perfumowanej.
Wzór flakonu nie odbiega od przyjętej przez nowojorską markę stylistyki. Pękatą buteleczkę wieńczy dobrze znana wszystkim miłośnikom perfum Aedes de Venustas złota zatyczka. Szczególnie dobrze komponuje się ona z brązowym szkłem, z którego wykonany jest flakon. Ten brąz natomiast całkiem trafnie oddaje charakter zapachu, choć w moim odczuciu mógłby on być jeszcze trochę jaśniejszy. Niemniej, całość tworzy bardzo spójne wizerunkowo dzieło.
Pomimo przesłodzonego otwarcia i zbyt mocno kontrastującego z nim serca, Palissandre d’Or to całkiem udany zapach. Według mnie Alberto Morillas całkiem nieźle poradził sobie z postawionym przed nim zadaniem. A jednak dla mnie perfumy te okazały się trochę za słodkie i - podobnie jak Pulp - trochę zbyt kobiece. Muszę przy tym odnotować, iż jedna z moich koleżanek z pracy stwierdziła, że nie mają one w sobie nic kobiecego. Palissandre d’Or na pewno posiada za to wieczorowy charakter. Dobrze sprawdzi się też w chłodniejsze pory roku takie jak jesień i zima. Co ciekawe, podczas czterech dni testów kompozycja ta za każdym razem pachniała odrobinę inaczej niż poprzednio. Śledzenie tych zmian przyniosło mi zaś niemałą przyjemność.
Palissandre d’Or
Główna nuta: Drewno Różane.
Autor: Alberto Morillas.
Rok produkcji: 2015.
Moja ocena: Warto poznać. (5/7)