Diamonds for Men – diamenty to najlepszy przyjaciel… mężczyzny?
Od dłuższego czasu nie recenzowałem żadnych perfum Armani. Choć bohatera dzisiejszego wpisu – Diamonds for Men poznać chciałem już dawno. Przede wszystkim ze względu na dość nietypowy, jak na mainstream, wybór głównego bohatera zapachu. O nim jednak w dalszej części. Oprócz niego zaintrygowała mnie bowiem także nazwa kompozycji. Diamenty zdecydowanie bardziej kojarzą mi się z kobietami niż z mężczyznami. Zresztą o tym, że są najlepszymi przyjaciółmi tych pierwszych śpiewała sama Marilyn Monroe (w filmie Mężczyźni wolą blondynki). Skąd więc taka nazwa opisywanego dziś zapachu? Oficjalna strona włoskiej marki wspomina coś o charyzmie oraz naturalnej pewności siebie. Sprawdźmy jednak jak autor Diamonds for Men – Jacques Cavalier przełożył te zapewnienia na język perfum.
Pierwszą rzeczą, którą pomyślałem tuż po aplikacji recenzowanej kompozycji na skórę, było to, że pachnie ona lepiej niż się spodziewałem. Jej otwarcie jest lekko cierpkie i ma zielono-przyprawowy charakter. Z początku prym wiedzie zaś bergamotka. Jest chłodna i rześka. Wyraźnie cytrusowa. Iskrzy na skórze. Niemal jak tytułowe diamenty na słońcu. Towarzyszy jej zaś syczuański pieprz. Jego aromat pobudza i elektryzuje. Co zaskakujące, w Internecie natrafiłem na komentarze, że w ogóle go tu nie czuć! Dla mnie ta nuta jest jednak ewidentna. Nieco świdrująca, ale i zawierająca w sobie pewien ładunek ciepła. Rozgrzewająca skórę. Co do zasady, głowa Diamonds for Men ma jednak raczej koloński klimat. Nie jest też zbyt oryginalna, ale czuć, że całkiem przyzwoicie ją skomponowano.
I o ile początek opisywanych perfum okazał się miłym zaskoczeniem, to ich serce już trochę rozczarowuje. W swojej środkowej fazie dzieło Jacques’a Cavalier’a przybiera bardziej drzewnego charakteru. Nie wyróżnia się jednak niczym szczególnym. Odnajdziemy tu trochę słodkiego cedru. Oraz sparowaną z nim wetywerię. Wspólnie budują one wytrawną stronę kompozycji. Oraz podkreślają jej męski klimat. Robią to jednak w sposób nudny i banalny. I gdyby w tym miejscu następował koniec, to ostateczna ocena Diamonds for Men byłaby zdecydowanie niższa. Tymczasem Cavalier zaskakuje. W miarę upływu czasu stworzony przez niego zapach staje się bowiem wyraźniej kremowy. I kakaowy. Choć moim zdaniem samo kakao objawia się tu dość późno. Warto jednak poświęcić mu parę słów. Nie jest ono mroczne, gęste ani zawiesiste. Za to słodkie i zmysłowe – jak najbardziej. Jakby ktoś rozpuścił je w niewielkiej ilości mleka. Ma w sobie też coś pobudzającego. Co ważne, zapach nie jest przesłodzony. Mimo iż w końcówce ujawnia się jeszcze żywiczna ambra. Zupełnie nie czuję natomiast deklarowanego w składzie drewna gwajakowego.
Przyjrzyjmy się teraz parametrom użytkowym Diamonds for Men. A na pierwszy ogień weźmy ich projekcję. Tę określiłbym zaś jako przeciętną. Albo nawet nieznacznie poniżej średniej. Te perfumy trzymają się dość blisko skóry. Jedynie okazjonalnie trochę żwawiej się z niej podrywają. Zwłaszcza z początku. Niemniej, sami na sobie raczej je wyczujemy. A jak jest z trwałością zapachu? Chyba dość podobnie. To znaczy w moim przypadku 6-7 godzin. Ani źle ani dobrze. Szczególnie, że mamy tu do czynienia z wodą toaletową.
Zanim przejdę do podsumowania, jeszcze rzut oka na flakon prezentowanej dziś kompozycji. Możecie się ze mną nie zgodzić, ale moim zdaniem ani trochę nie zachęca on do sięgnięcia po te perfumy. Jest nudny. Przeciętny. Wykonany z przeźroczystego szkła, ma klasyczny kształt prostopadłościanu. Nie posiada zatyczki. Zamiast niej cała górna część przeformowana została na atomizer. Szary i z plastiku. Szczytem fantazji jest zaokrąglenie jego górnej krawędzi, dające efekt odwróconego łuku. Natomiast na froncie wypełnionej jasnożółtą cieczą buteleczki dostrzec można logo Emporio Armani. Białe i zlewające się z tłem.
Diamonds for Men to perfumy, które pozytywnie mnie zaskoczyły. Przystępując do testów nie spodziewałem się niczego szczególnego, ale ten zapach naprawdę broni się przed krytyką. Nie twierdzę, że mamy tu do czynienia z dziełem sztuki, ale jak na kompozycję mainstreamową nie jest źle. Zagranie nutą kakao ratuje ją przed banalnością. A mimo syntetycznych akcentów, całość pachnie dość dobrze. Do tego Diamonds for Men przez cały czas wydają się zachowywać początkową świeżość. Nawet w bazie. I osobiście uważam, że mogą stanowić ciekawy wybór jako perfumy do biura. Grzeczne i stonowane, ale jednocześnie mające w sobie to niezbędne minimum oryginalności, które sprawi, że ktoś może zwrócić na nas uwagę.
Diamonds for Men
Główne nuty: Kakao, Nuty Drzewne.
Autor: Jacques Cavallier.
Rok produkcji: 2008.
Moja ocena: Warto poznać. (5/7)