Olfaktoryczna anatomia – palo santo, czyli zamieszanie z drewnem gwajakowym
Niewątpliwie olejek otrzymywany z tak zwanego drewna gwajakowego nie jest w perfumerii równie popularny jak ten pozyskiwany z cedru lub sandałowca. Pomyślałem jednak, że warto poświęcić mu trochę uwagi. Szczególnie, że wbrew nazwie wcale nie pochodzi on od drzew gwajakowca! Jak to więc możliwe, że otrzymał on takie a nie inne miano? Wszystkiemu winni są Hiszpanie. O szczegółach jednak za chwilę. W tym miejscu chciałbym jeszcze jedynie zaznaczyć, że ze względu na swój unikalny aromat drewno gwajakowe dużo częściej pojawia się w kompozycjach niszowych. Mainstreamowe marki uznają go najwyraźniej za zbyt trudny. Choć, podobnie jak w przypadku oudu, powoli się to zmienia. Pożyjemy, zobaczymy. A tymczasem zapraszam na krótki przegląd najważniejszych informacji dotyczących tego intrygującego składnika.
Zacznę od przedstawienia prawdziwego rodowodu olejku gwajakowego. Jak już bowiem wspomniałem nie pozyskuje się go z gwajakowców, ale z roślin zwanych Bulnesia Sarmientoi. Skąd zatem nieporozumienie? Oba gatunki występują przede wszystkim w Ameryce Południowej i Środkowej. Z tym, że bulnesia głównie w rejonie Gran Chaco (Argentyna/Paragwaj). Jak wiadomo na terenach tych dominuje zaś język hiszpański. W nim zaś oba drzewa określa się jako palo santo, co tłumaczy się jako święte drewno. Miano to zaczerpnięto zaś jeszcze od lokalnych Indian, dla których materiał ten miał znaczenie religijne. Z czasem hiszpańska nomenklatura przeniknęła do języka angielskiego i również bulnesię zaczęto określać jako guayacan a jej drewno jako guaiac wood. Co zaś do samej rośliny to zalicza się ona do kategorii wiecznie zielonych. Osiąga wysokość do 20 metrów (choć przeważnie jest to o połowę mniej). W okresie kwitnienia pokrywa się drobnymi niebieskimi lub białymi kwiatkami.
Co ciekawe, olejek zapachowy pozyskiwać można nie tylko z samego drewna, ale również z pozostałych po jego cięciu wiórów. Otrzymuje się go zaś przede wszystkim poprzez destylację parową. Wyekstraktowana substancja jest dość gęsta i przybiera barwy od bursztynowej przez żółtą do oliwkowozielonej. By wydobyć jej olfaktoryczne walory wymagane jest zaś naprawdę intensywne podgrzewanie. Dopiero przy około 45-50 stopniach Celsjusza zaczyna się ona bowiem topić. W temperaturze pokojowej jest zaś w formie pół-stałej. W tym miejscu chciałbym też wspomnieć, że ze względu na masowe wycinki drzew bulnesii, handel olejkiem gwajakowym został znacząco ograniczony. W tej chwili rośliny te objęte są ochroną na mocy konwencji CITES (Convention on International Trade of Endangered Species).
A jak pachnie prezentowany dziś w ramach Olfaktorycznej anatomii składnik? Jego aromat przede wszystkim określić należy jako dymno-smolisty. Niektórym nasuwa on nawet skojarzenia ze świeżo wylanym asfaltem. Wydaje mi się jednak, że porównanie do smoły jest bardziej trafne. Oczywiście, nie pozbawiony jest też akcentów drzewnych. W tym aspekcie najbliżej mu chyba do brzozy. To, co go jednak wyróżnia, to obecne w jego bukiecie subtelne różane niuanse. Lekko tonują one ostry charakter zapachu i nadają mu głębi. Jak już wspomniałem, olejek ten wykorzystywany był przez Indian w obrzędach religijnych. Doceniali oni także jego walory lecznicze i stosowali go między innymi na bole głowy, dolegliwości skórne czy w celach relaksacyjnych. Do masowej produkcji wszedł on jednak dopiero w latach 90’ XIX wieku.
Jak już napisałem we wstępie, w światowej perfumerii drewno gwajakowe pojawia się głownie w kompozycjach marek niszowych. Ze względu na swój charakter często odnaleźć je można w zapachach ze skórą lub tytoniem w temacie. Dobrze komponuje się także z wanilią, ambrą, wetywerią, piżmem i jaśminem. Za jedne z najlepszych perfum z tą nutą uchodzą zaś Gaiac od M.Micallef. Prominentną rolę odgrywa ona jednak także w Oolang Infini spod szyldu Atelier Cologne oraz Le Labo – Gaiac 10 oraz Slamberhouse - Ore. Z zapachów, które do tej pory pojawiły się na blogu w pierwszej kolejności wskazałbym zaś na Bois Noir od Roberta Piguet’a. Spośród oferty bardziej znanych marek w poszukiwaniu drewna gwajakowego warto natomiast sięgnąć po Kenzo – Tokyo oraz kultowe Rive Gauche pour Homme od YSL. Dodatkowe, chciałbym wspomnieć, że olejek gwajakowy wykorzystywany jest również do produkcji kadzidełek, mydeł oraz świec zapachowych. Gama produktów z tym aromatem jest więc całkiem spora.