Truth Men – z małej chmury niezły deszcz
Mając prawie 33 lata, jestem w takim wieku, że nie wypada mi już nosić perfum dla nastolatków, ale na te dla starszych panów jestem jeszcze za młody. Dlatego właśnie bohaterem dzisiejszej recenzji uczyniłem Truth Men. Zapach Calvin’a Klein’a dedykowany mężczyznom pomiędzy 25 a 49 rokiem życia. Zaciekawiło mnie czym też kompozycja celująca w taką grupę wiekową może się charakteryzować. W materiałach reklamowych trafiłem bowiem na informację o inspiracji przyrodą, męskiej sile oraz świeżości jak po kąpieli. Ponieważ nie do końca potrafiłem wyobrazić sobie to wszystko w jednych perfumach, tym chętniej sięgnąłem po flakon Truth. A fakt, że ich autorem jest sam Michel Almairac tylko dodatkowo mnie do tego zmotywował.
Początek zapachu jest świeży, ale według mnie niezbyt charakterystyczny. Dominują w nim zioła, przede wszystkim bazylia. Ich aromat nie jest jednak silnie wytrawny. Przełamany został bowiem kwaśniejszą wonią grejpfruta. Otwarcie Truth Men przywodzi na myśl łąkę po deszczu. Jest tu świeża zieleń, ale i pewna wilgoć. Ten wodny, bo nie do końca można nazwać go morskim, akord jeszcze silniej uwidacznia się zaś w sercu kompozycji. O tym jednak za chwile. W głowie recenzowanych perfum odnajdziemy też bowiem kardamon. Teoretycznie jego zadaniem jest dodatkowe podkreślenie zielonej strony Truth. Dla mnie wypada on tu jednak mało przekonująco. W dzieło Almairac’a dość ciekawie wpisuje się za to rzadka spotykana nuta bambusa. Podobnie świeżo-zielona, uatrakcyjnia nieco odbiór tych perfum. Nie zgodzę się jednak z opiniami jakoby otwarcie prezentowanego zapachu było eksplozją orzeźwienia. No chyba, że po prostu za mało go na siebie zaaplikowałem.
W miarę upływu czasu w kompozycji zaczynają zachodzić istotne zmiany. Po przyjemnym, ale jednak trochę banalnym początku aromat Truth Men ulega pogłębieniu. A dzieje się tak przede wszystkim za sprawą niezwykle intensywnej nuty paproci. I chyba nie muszę dodawać, że stanowi ona nawiązanie do klasyki męskich perfum fougère. Ciemnozielona i cierpka, wywołuje u mnie lekki dreszcz. Jednocześnie, wzmocnieniu ulega też wspomniana już mokra strona zapachu. I mam wrażenie, że gdzieś na drugim planie pojawia się cyklamen. A wraz z nim delikatna kwiatowa słodycz. Sama kompozycja powoli skręca jednak bardziej w kierunku drzewno-żywicznym. Choć ambry jako takiej tu nie czuję. Podejrzewam za to obecność Iso E Super. Oraz nieco geranium. Tym bardziej, że końcówka jest już zauważalnie bardziej wytrawna. Jej podstawę stanowi zaś mieszanka czerwonego cedru i białej paczuli. Ta ostatnie jest tu jednak dość łagodna a przez tu zupełnie znośna także dla przeciętnego użytkownika. Ciekawostką jest natomiast obecność w bazie drewna wacapou. Samo w sobie raczej bezwonne, syntetycznie podkręcone zastępuje tu piżmo.
To teraz jeszcze o parametrach użytkowych Truth Men. Zacznijmy od mocy. A ta moim zdaniem jest umiarkowana. Zapach trzyma się bliżej skóry, choć co jakiś czas potrafi poderwać się w przestrzeń. Czuć go wokół siebie, ale niezbyt wyraźnie. Jeśli zaś chodzi o trwałość, to z tą jest już całkiem słabo. Dzieło Calvin’a Klein’a ma zdecydowanie krótki żywot. Ze skóry znika bowiem już po upływie 4-5 godzin. I mimo, że ma ono postać wody toaletowej to oczekiwać można było więcej.
Nim zakończę niniejszy wpis, wypadłoby jeszcze napisać kilka słów o flakonie Truth Men. A choć jest on dość niepozorny, to jednak nie prezentuje się źle. Uwagę zwraca zaś przede wszystkim jego lekki przechył. Tyle, że aby go zobaczyć, należy ustawić buteleczkę bokiem. Od frontu efekt ten nie jest bowiem widoczny. Sam zbiorniczek wykonany jest zaś z przeźroczystego szkła, które zdobi tylko nazwa i marka recenzowanych perfum. Dodatkowo flakon nie posiada zatyczki. Atomizer wbudowany został w górną część buteleczki. Pokryty srebrną farba sprawia, że całość jest przyjemna dla oka. Jeśli zaś chodzi o ukrytą w środku ciecz to ma ona jasnoturkusową barwę i nie najgorzej pasuje do charakteru kompozycji.
Podsumowanie dzisiejszej recenzji zacząć muszę od kwestii, o której nie wspomniałem wcześniej. Wypada mi bowiem zaznaczyć, że do skomponowania Truth Men nie użyto raczej zbyt wielu składników naturalnych. Zapach jest syntetyczny, ale nie na tyle, by nie mógł się podobać. Całość kompozycji odbieram jako dość przyjemną. Ale bez większych fajerwerków. Truth to przyzwoite perfumy na co dzień. Raczej nikogo nie uwiodą swoim aromatem, ale nie będą też wywoływać konsternacji. Czy bólu głowy. A ich wilgotna zieleń faktycznie pasować może zarówno młodszym jak i nieco dojrzalszym przedstawicielom męskiej części społeczeństwa.
Truth Men
Główne nuty: Nuty zielone, Nuty drzewne.
Autor: Michel Almairac.
Rok produkcji: 2002.
Moja opinia: Może być. (4/7)