Amazingreen – zaskakująco zwykła zieleń

Wiosna w pełni, wypadałoby zatem aby na blogu pojawiło się nieco więcej wiosennych perfum. Czyli na przykład zielonych. Takich jak Amazingreen japońskiej marki Comme des Garçons. Zapach stworzony w 2012 roku przez Jean-Christophe’a Hérault’a. I określany jako kontrastowy. A także będący prawdziwym odzwierciedleniem określenia eksplozja zieleni. Przy czym od razu zaznaczę, że kryje się tu pewien haczyk. Jaki? Tego dowiecie się z lektury dalszej części niniejszego wpisu. Już teraz mogę natomiast stwierdzić, że pod pewnymi względami dzieło Comme des Garçons mocno mnie zaskoczyło. Nie traćmy zatem czasu i przejdźmy do opisu tego jak pachnie Amazingreen.  

     Muszę przyznać, że otwarcie recenzowanych perfum okazało się dla mnie pewną niespodzianką. Po początku stworzonego przez Jean-Christophe’a Hérault’a pachnidła spodziewałem się bowiem natychmiastowego uderzenia silnej zieleni. Czegoś w stylu Synthetic Jungle Frédéric’a Malle. Tymczasem dzieło Comme des Garçons rozpoczyna się zdecydowanie subtelniej. Owszem, głowa Amazingreen jest zielona, ale ma w sobie jakąś łagodność. Zbudowano ją natomiast w oparciu o nuty liści palmy oraz zielonego pieprzu. Połącznie niezwykle oryginalne. I przekładające się na to, iż pierwsza faza opisywanej kompozycji jest zarazem soczysta jak i słodka. Przy czym drugie z tych wrażeń jest dość delikatne. Na tym etapie pojawiać się powinny również orzechy laskowe, jednak jak dla mnie ich aromat ginie gdzieś pod warstwą tytułowej zieleni.

     Jeśli chodzi o serce prezentowanego dziś zapachu, to Hérault dokłada w nim kolejne elementy budujące szmaragdowy pejzaż Amazingreen. Warto przy tym zauważyć, że mimo, iż utrzymane w jednym klimacie, olfaktoryczne spektrum tych perfum jest zauważalnie zróżnicowane. I tak, w środkowej fazie kompozycji odnajdziemy między innymi aromat liści bluszczu. Który nadaje całości bardziej surowego oblicza. Nieco więcej rześkości wprowadzone zostało natomiast za pomocą kolendry. Pojawiają się także pewne mineralne akcenty. Sprawiają one, że do roślinnego krajobrazu recenzowanych perfum wkrada się pewien element ziemistości. Jest to zasługą krzemienia, który jest również zapowiedzią zbliżającej się bazy zapachu. Zanim nadejdzie ta ostatnia, da się też jednak wyczuć obecność korzenia irysa. On z kolei wskazuje na bardziej kremowe, a nawet lekko maślane konotacje, których w swojej końcówce nabiorą Amazingreen. I tu pojawia się zapowiadany haczyk. A także pewna zagwozdka. Skoro bowiem opisywana kompozycja ma być odzwierciedleniem eksplozji zieleni, to pojawić się w niej muszą bardziej wybuchowe nuty. A konkretnie… proch strzelniczy oraz dym! Tyle, że tego pierwszego praktycznie tu nie czuję. Zauważam natomiast, że całość rzeczywiście nabiera bardziej dymnego wydźwięku. Z tym, że bardziej niż z jakimkolwiek wybuchem kojarzy mi się z wonią palonych w ogrodzie jesiennych liści. Do tego w bazie Amazingreen sporo jest niezbyt wysokiej jakość białego piżma. Obecność wetywerii nie wnosi za wiele, pomaga jednak podtrzymać zieloną stronę kompozycji oraz podkreślić wspomniane już mineralne akcenty (podobnie jak ma to miejsce w przypadku Terre d’Hermès).

     Zobaczmy też jak dzieło Comme des Garçons prezentuje się pod kątem walorów użytkowych. Choć nie wiem czy słowo walory rzeczywiście do niego pasuje. Opisywane perfumy charakteryzują się bowiem dość słabą projekcją. Stosunkowo łatwo zapomnieć o ich obecności na naszej skórze. Natomiast trwałość zapachu określiłbym jako średnią. W moim wypadku wynosiła ona 6-7 godzin od aplikacji. Nie mogę zatem specjalnie narzekać. Tym bardziej, że Amazingreen to kompozycja występująca pod postacią wody toaletowej.

     Są takie perfumy, których flakon natychmiastowo zwraca naszą uwagę. I według mnie nasz dzisiejszy bohater zalicza się do tej grupy. A dzieje się tak przede wszystkim za sprawą jego intensywnie szmaragdowej barwy. Sam kształt buteleczki i fakt, że nie da się jej postawić w pionie też są jednak ciekawe. Trochę mało czytelne wydaje mi się natomiast umieszczone w dolnej części flakonu oznaczenie zapachu i jego marki. Czarna czcionka zlewa się ze swoim ciemnozielonym tłem sprawiając, że napisy są trudniejsze do odszyfrowania. Za to smukła, walcowata zatyczka dodaje całości elegancki i udanie wieńczy opisywany wzór.

     Choć Amazingreen nie są perfumami złymi, to czegoś im jednak brakuje. Powiedziałbym, że na papierze prezentują się lepiej niż rzeczywistości. Jean-Christophe Hérault sięgnął po naprawdę oryginalny zestaw nut, z jakiegoś powodu nie udało mu się jednak przełożyć ich na interesującą całość. Owszem, dzieło Comme des Garçons jest świeże i zielone, nie wzbudza jednak większych emocji. A przynajmniej nie takich, do jakich przyzwyczaiła mnie japońska marka. Mówiąc otwarcie – w Amazingreen jest po prostu nudno. Dlatego czuję się trochę rozczarowany. Co nie zmienia faktu, że sam zapach jest całkiem przyjemny, jedynie jego baza sprawia wrażenie bardziej sztucznej. Pierwsze dwie fazy są jednak dość naturalne i pachną wyraźnie roślinnie. Może więc to pachnidło jednak kogoś zainteresuje. Decyzję pozostawiam Wam.              

Amazingreen
Główna nuta: Nuty Zielone.
Autor: Jean-Christophe Hérault.
Rok produkcji: 2012.
Moja opinia:  Może być. (4/7)