Kyoto – medytując w Złotym Pawilonie
Kadzidlana seria perfum Comme des Garçons cieszy się sporą renomą. A mimo to do tej pory na blogu pojawił się tylko jeden zapach z tej kolekcji. Dziś do Avignon dołącza jednak Kyoto. Przy czym podobnie jak w przypadku pierwszego z wymienionych pachnideł, za skomponowanie naszego dzisiejszego bohatera również odpowiada Bertrand Duchaufour. Z tym, że tym razem za inspirację posłużyła mu inna religia. A w zasadzie to dwie. Kyoto oddawać ma bowiem ducha taoizmu i szintoizmu. A także klimat nieodłącznie związanej z nimi dawnej stolicy Japonii. I kulturalnego centrum Kraju Kwitnącej Wiśni. Przekonajmy się zatem po jaki zestaw nut sięgnął w tym celu francuski mistrz.
Zacznę może od tego, że Kyoto są perfumami niezwykle lekkimi. Czuć to już od samego początku. I to mimo, że podkreślono w nich drzewny rodowód kadzidła. Zapach rozpoczyna się bowiem wyraźną nutą cyprysa. Jest więc wytrawnie, a do tego chłodno i nieco zielono. Jednocześnie od stworzonego przez Bertrand’a Duchaufour’a pachnidła bije aura spokoju. Przeglądając zagraniczne blogi natrafiłem na powtarzające się określenie meditative (medytacyjny) i trudno mi się z nim nie zgodzić. Dzieło Comme des Garçons ma w sobie coś kontemplacyjnego. Nie zanudza nas jednak i nie powoduje ziewania. Przeciwnie, za sprawą obecnej w głowie nuty kawy pobudza nasze powonienie. Intryguje swoim aromatem i sprawia, że chcemy dalej je odkrywać.
W sercu kompozycji wątek drzewny podtrzymany został za sprawą cedru. Który w niezwykle naturalny sposób wpisuje się w klimat Kyoto. Kontynuuje to, co zapoczątkował cyprys, wnosi też jednak charakterystyczną dla siebie woń świeżo zatemperowanych ołówków. Zresztą, obok lekkości i spokoju, świeżość jest kolejną z cech rozpoznawczych opisywanych perfum. W jej utrzymaniu pomaga zaś również obecna w środkowej fazie zapachu wetyweria. Podbudowuje ona wspomniane już wcześniej uczucie chłodu, dokładając kolejną warstwę do drzewnego akordu dzieła Duchaufour’a. W oficjalnym spisie nut odnajdziemy też jeszcze drewno tekowe, nie wyczuwam go tu jednak jako samodzielnej nuty. Podejrzewam jednak, że może przyczyniać się ono do lekkiego stylu, w którym utrzymana jest cała kompozycja. Da się natomiast wyczuć wytrawne (i nieco cieplejsze) akcenty nieśmiertelnika. Natomiast z czasem coraz silniej uwidacznia się zapowiadane kadzidło. Przy czym wydaje mi się, że potrzebna jest tu pewna klaryfikacja. Mimo, iż Kyoto zalicza się do Series 3 Incense, to dla mnie nie jest zapachem stricte kadzidlanym. Owszem, kadzidło jest w nim obecne, ale jego aromat jest jasny i niemal pozbawiany dymnych elementów. Przez co nie dominuje on recenzowanych perfum stanowiąc raczej tło dla przewodniego wątku drzewnego. Tak subtelne ujęcie tej nuty wpisuje się jednak we wspomniany kontemplacyjny klimat zapachu. Którego nie niwelują również pojawiające się w bazie ostrzejsze paczulowe niuanse. Wspólnie z wymienioną wcześniej wetywerią budują one także wrażenie pewnej ziemistości. Ostatnia faza Kyoto uzupełniona została też jeszcze przez słodszy aromat ambry. Dzięki czemu końcówka nabiera więcej ciepła.
Przejdźmy teraz do parametrów użytkowych dzieła Comme des Garçons. Jako, że mamy tu do czynienia z zapachem zdecydowanie spokojnym, to i jego moc wydaje mi się niejako wyciszona. Opisywane perfumy projektują bardzo delikatnie i zdecydowanie trzymają się blisko skóry. A szkoda. Rozumiem jednak, że taki był zamysł. Natomiast jeśli chodzi o trwałość tej kompozycji, to jest ona przyzwoita i wynosi 6-8 godzin. Warto przy tym zwrócić uwagę na fakt, że mamy tu do czynienia z wodą perfumowaną.
To jeszcze krótko o flakonie recenzowanego dziś pachnidła. A ten jest moim zdaniem dość niepozorny. Czarna, walcowata buteleczka ze srebrną zatyczką bardziej przypomina puszkę z lakierem do włosów lub dezodorantem niż opakowania perfum. Co nie zmienia faktu, że sama w sobie prezentuje się dość dobrze. W jej centralnym punkcie wypisano nazwę serii, a pod nią samej kompozycji. W dolnej części umieszczono zaś oznaczenie producenta oraz numer kolekcji. Przy czym do wykonania większości napisów użyto białej czcionki. Jedynie KYOTO wypisane jest na niebiesko i według mnie kolor ten naprawdę dobrze pasuje do klimatu zapachu. Barwa ta kojarzy się bowiem ze spokojem. Natomiast cały wzór flakonu jest raczej prosty, ale przy tym przyjemny dla oka.
Muszę przyznać, że miałem problem z jednoznaczną oceną Kyoto. Niewątpliwie są to bardzo dobre perfumy, jednak dla mnie okazały się trochę zbyt subtelne. Lubię zapachy z pazurem, podczas gdy nasz dzisiejszy bohater zdecydowania stawia na delikatność. Takie podejście też ma jednak swój urok. Tym bardziej, że mimo aury spokoju, kompozycja żyje na skórze. Zmienia się wraz z upływem czasu, jej ewolucja jest jednak niezwykle płynna. Natomiast przewodni wątek drzewny przedstawiony został w sposób bardzo naturalny. Przy czym warto jeszcze raz podkreślić jego lekki i jasny charakter. W który wpisuje się także kadzidło. Choć ono akurat mogłoby być tutaj odrobinę mocniej wyeksponowane. W tak skomponowanym zapachu nie odnajduję bowiem nic, co kojarzyłoby mi się z taoizmem czy i szintoizmem. Ani w ogóle z Japonią.
Kyoto
Główne nuty: Kadzidło, Nuty Drzewne.
Autor: Bertrand Duchaufour.
Rok produkcji: 2002.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)