Champion – z dala od podium

Od ostatniego spotkania z marką Davidoff minęło już naprawdę sporo czasu. Jednak dziś Szwajcarzy powracają na bloga. A dzieje się tak za sprawą Champion - perfum skomponowanych w 2010 roku przez Aurélien’a Guichard’a. Ich premierze towarzyszyły zaś całkiem ciekawe slogany reklamowe. Wskazujące, że zapach ten motywować ma mężczyzn do rozwoju swoich talentów. Sprawić, byśmy byli niczym sportowiec pragnący stać się mistrzem. Brzmi bardzo ambitnie. Ale jak oddać tego typu intencje przy pomocy wody toaletowej? Zobaczmy jaki sposób znalazł na to Aurélien Guichard. I czy jego dzieło faktycznie warte jest najwyższych laurów.  

     Recenzję Champion zacznę może od tego, że bez dwóch zdań mamy tu do czynienie z zapachem w sportowym stylu. Jego początek jest rześki i energetyzujący. Naprawdę sporo w nim cytrusowej świeżości. Wprowadzonej do głowy kompozycji za sprawą nut cytryny i bergamotki. Docierając do nozdrzy, ich charakterystycznie cierpki aromat pobudza nasze zmysły. I faktycznie zachęca nas do działania. Choć może niekoniecznie akurat do rozwoju talentów. Niemniej, po aplikacji opisywanego pachnidła na skórę pojawiła się we mnie jakaś chęć do wzmożonej aktywności. To nie są perfumy, które sprawiają, że ma się ochotę usiąść z książką pod kocem i otulić ich aromatem. Tym bardziej, że cytrusowy wątek wykracza daleko poza fazę głowy. Tym samym, w swoich kolejnych stadiach Champion zachowują swój ożywczy charakter.

     Świeży klimat dzieła Davidoff widoczny jest także w jego sercu. W którym do cytryny i bergamotki dołączają zioła. Przede wszystkim szałwia muszkatołowa. Co ciekawe, mam wrażenie, że w skutek jej obecności stworzone przez Aurélien’a Guichard’a pachnidło nabiera nieco pudrowości. Kłóci się to trochę z jego męskim i sportowym charakterem, który co do zasady kojarzyć się może z siłownią. Nie mam tu jednak na myśli woni spoconych pach, ale raczej pomieszane aromaty dezodorantów unoszące się w szatni. Po mało oryginalnej, ale jednak przyjemnej głowie, Champion zaliczają bowiem spadek formy. Zapach traci na wyrazistości. Angielskie słówko generic bardzo dobrze oddaje moje odczucia na jego temat. Od kompozycji zaczyna wiać nudą. I nie zmienia tego również odrobina zieleni, wprowadzona do jej serca za sprawą galbanum. Natomiast baza to już królestwo drzew. A w zasadzie drzewnych syntetyków. Nie możemy bowiem liczyć na naturalność składników wykorzystanych do jej budowy. Co do zasady pojawiają się tu zaś nuty cedru i mchu dębowego. Podtrzymują one męski charakter zapachu. A choć brakuje im zarówno naturalności jak i głębi, to jednak przedstawione są w na tyle prosty sposób, że bronią się przed całkowitym potępieniem. Nie zmienia to jednak faktu, że baza jest najsłabszą częścią opisywanych perfum. A przecież podobno to po niej poznaje się wartość danego pachnidła.

     Czas by trochę bliżej przyjrzeć się parametrom użytkowym Champion. I jeśli chodzi o ich moc, to myślę, że można być zadowolonym. Zapach projektuje dość intensywnie, na pewno powyżej panującej obecnie średniej. Z nóg jednak nie zwala, co również zaliczam na plus. Nieco słabiej wypada natomiast jego trwałość. Określiłbym ją jako przeciętną, dzieło Davidoff znika bowiem ze skóry mniej więcej po upływie 5-6 godzin od aplikacji. Warto też jednak pamiętać, że mamy tu do czynienia z wodą toaletową.

      Sportowy klimat recenzowanych perfum odzwierciedlony został również przy pomocy flakonu, w którym są one dystrybuowane. Ten ba bowiem kształt hantelki. Przy czym jego środkowa część wykonana jest z przydymionego szkła, na którym wzdłuż szerszej krawędzi wypisano nazwę zapachu oraz jego producenta. Umieszczono tam również typowe dla sprzętu do ćwiczeń wstawki o chropowatej powierzchni mające zapobiegać jego wyślizgnięciu się z dłoni. Natomiast podstawa i atomizer pokryte są warstwą srebrnej farby i imitują nałożone na hantlę ciężarki. Całość niewątpliwie prezentuje się ciekawie i jasno wskazuje na charakter zamkniętego w jej wnętrzu pachnidła.  

     Przechodząc do podsumowania niniejsze recenzji, chciałbym zauważyć, że Champion to perfumy, których nie mogę ze stuprocentowym przekonaniem skrytykować. Owszem, zapach jest banalny a do tego eksploruje rejony znane z setek innych pachnideł, w jego prostocie jest jednak coś ujmującego. Obdzierając go z wszelkich ozdobników Aurélien Guichard pozostawił jedynie to, co niezbędne by w ogóle mieć do czynienia z perfumami. Jego dziełu daleko do artyzmu, czuć także brak naturalności, jednak w swojej kategorii cenowej oraz gatunkowej może przyciągnąć uwagę. Przyjemny początek oraz niewątpliwie świeży klimat utrzymujący się przez cały czas trwania zapachu na skórze to jego największe atuty. Dzięki nim, choć nie mamy tu do czynienie z perfumami na medal, to Champion gwarantują sobie bezpieczne miejsce w środku stawki.                 

Champion
Główne nuty: Cytrusy, Zioła.
Autor: Aurélien Guichard.
Rok produkcji: 2010.
Moja opinia: Może być (4/7).