Megamare – sekrety morza

Dziś na chwilę wracam do dawno nieeksplorowanego tematu zapachów morskich. Na potrzeby niniejszej recenzji wybrałem jednak perfumy dość nietypowe. A konkretnie Megamare należącej do Alessandro Gualtieri’ego, twórcy Nasomatto, marki Orto Parisi. Przy czym poprzednie dwie kompozycje z jej oferty, które pojawiły się na blogu inspirowane były ogrodem dziadka włoskiego mistrza. W tym wypadku jest jednak inaczej. Megamare inspirowane są morzem. Jego potęgą i bezkresem. Wrażeniami, które towarzyszą nam, gdy wokół nas nie ma nic poza wodą. Gdzie wyrzucą nas fale i jakie nowe lądy odkryjemy? Oraz jakie tajemnice skrywa głębia oceanu? Alessandro Gualtieri zaprasza nas w podróż w poszukiwaniu odpowiedzi. A zatem ster prawo na burt i cała na przód!  

     Wydaje mi się, że w przypadku recenzowanych dziś perfum trudno mówić o klasycznej, trójdzielnej budowie. Zwłaszcza, jeśli chodzi o głowę. W Megamare jest ona zaledwie mignięciem. Szybki błysk cytrusów, obecnych tu pod postacią cytryny i bergamotki, połączonych z charakterystycznie morską wonią aromamolekuły Calone. Przy ich pomocy Alessandro Gualtieri nawiązuje do tradycyjnych morskich perfum, robi to jednak tylko po to, by po chwili przedstawić nam swoją - kontrastową -  wizję tego, jak pachnie ocean. Niemniej, początek zapachu jest wyraźnie świeży, odnajduję w nim również pewne ostrzejsze, drażniące nozdrza, niuanse. Jest także coś słonawego, podobnie jak inne wrażenia z otwarcia, szybko znikającego i ustępującego miejsca właściwemu aromatowi prezentowanej kompozycji.

     Jeśli chcecie dowiedzieć się jak według Alessandro Gualtieri’ego pachnie morze, to czeka Was niespodzianka. Przede wszystkim dlatego, że do budowy swojego dzieła włoski mistrz sięgnął po sporą dawkę syntetyków. Korci mnie nawet, żeby powiedzieć, że mamy tu do czynienia z oceanem plastiku, byłoby to jednak nadużycie. Megamare mogą bowiem przywołać w naszej głowie wizję bezkresnej toni. Między innymi za sprawą obecnej w ich składzie nuty wodorostów. Przydaje ona całości zieleni oraz jakby roślinnego wydźwięku. Bardziej niż z błękitną głębią kojarzy mi się jednak z usłanymi sinicami plażami polskich kąpielisk. Niewątpliwie, kieruje natomiast moje myśli ku morzu. W odróżnieniu od jaśminowej woni Hedione. Aromamolekuła ta wprowadza do kompozycji kwiatową słodycz i ciepło. I chociaż jest elementem wielu klasycznych morskich perfum, to do Megamare jakoś mi nie pasuje. Wywołuje pewien zgrzyt, przez który postrzegam dzieło Alessandro Gualtieri’ego jako niespójne. Zwłaszcza, że jego baza także wydaje mi się na swój sposób przerysowana. Odnajdziemy w niej bardzo silny aromat białego piżma, który sprawia, że całość kojarzy mi się z wonią skóry, na której po kąpieli w oceanie zaschły grudki soli. Do tego w końcówce przedawkowany został Ambroxan, któremu towarzysze jeszcze nuta cedru. Wywołuje to bardzo silny efekt. Kojarzy się z nadmorskim powietrzem, jednocześnie przyprawić jednak może o ból głowy.     

     Zobaczmy teraz jak prezentują się parametry użytkowe Megamare. Wspomniałem przed chwilą o przedawkowaniu syntetycznych aromamolekuł. Przełożyło się to zaś na zwiększenie mocy tych perfum. Ich projekcja jest bowiem dość intensywna. Ale nie ofensywna. Zapach jest wyczuwalny dla osób w naszym otoczeniu, nie powoduje jednak skarg. Z tym, że komplementów też nie. No chyba, że mówimy o jego trwałości. A ta naprawdę zasługuje na uznanie. Wynosi ona bowiem około 11-12 godzin. A do tego kompozycja jest całkiem odporna na zmywanie. Czuć ją nawet mimo wziętego prysznica. Warto też jednak wspomnieć, że występuje ona pod postacią ekstraktu perfum.

     Myślę, że warto także zwrócić uwagę na flakon recenzowanych perfum. Przede wszystkim ze względu na jego zatyczkę. Wykonana jest ona z poddanego korozji w morskiej wodzie metalu. Co stanowi według mnie niezwykle ciekawe nawiązanie do klimatu opisywanej kompozycji. Szczególnie, że wierzch zatyczki wykonamy został z muszli. Natomiast cała reszta buteleczki to już typowy wzór Orto Parisi. Tak więc wykonana jest ona z przeźroczystego szkła, przez które dostrzec można zamkniętą wewnątrz szaro-błękitną ciecz. Minimalistyczny design uzupełniony został zaś przez wąską etykietę, z której wyczytać można jedynie nazwę zapachu. Muszę jednak przyznać, że tak zaprojektowana całość na w sobie to coś.     

     Gdybym na podstawie spotkania z Megamare miał wskazać jaki kolor według Alessandro Gualtieri’ego ma ocean, to powiedziałbym, że szaro-zielony. Bo takie właśnie są dla mnie recenzowane perfumy. Przy czym nie potrafię do końca powiedzieć z czego wynika to wrażenia. Na pewno mamy tu jednak do czynienia z bardzo dużym natężeniem syntetycznych aromamolekuł. Które, ku mojemu zdziwieniu, układają się w pewną całość (no może poza wspomnianym Hedione). Koncepcja zaprezentowana przez włoskiego mistrza jest ciekawa, z tym, że nie każdemu przypadnie do gustu. Prezentuje morze nie w sposób naturalny, ale naturalistyczny. Co wpisuje się w lubiący szokować styl Gualtieri’ego. Sprawia też jednak, że nie czerpię przyjemności z obcowania z Megamare. Traktuję tę perfumy jako ciekawostkę, swoista osobliwość, z którą nie mam jednak ochoty zaznajamiać się na dłużej.   

Megamare
Główne nuty: Piżmo, Nuty Morskie.
Autor: Alessandro Gualtieri.
Rok produkcji: 2019.
Moja opinia: Może być. (4/7)