Code – współczesny kodeks uwodzenia
Zaprezentowany światu w 2004 roku Code to pierwsze orientalne męskie perfumy w portfolio Armani. I już z tego tylko względu oczywiste było, że muszę je poznać. Oficjalna strona marki przedstawia ten zapach jako wyrafinowany i zmysłowy. A także tajemniczy i nowoczesny. Taki, któremu nie można się oprzeć. Brzmi zachęcająco, prawda? Jeśli zaś wziąć pod uwagę potężną kampanie reklamową i fakt, że twarzami Code były takie gwiazdy jak Enrique Palacios i Chris Pine to kompozycja ta musiała odnieść sukces. Ale czy zasłużony? Czy jedne z najpopularniejszych dziś męskich perfum, dzieło dwóch świetnych perfumiarzy – Antoine’a Lie i Antoine’a Maisondieu, naprawdę warte jest swojej ceny? I czy niezwykły czar Orientu da się zamknąć w ramy produktu przeznaczonego dla masowego odbiorcy w USA i Europie? Na te i inne jeszcze pytania postaram się odpowiedzieć w niniejszej recenzji.
Początek kompozycji jest całkiem interesujący, a to co czujemy nie do końca pokrywa się z nutami wymienionymi przez basenotes i fragranticę. Oczywiście pojawiają się wylistowane przez oba portale cytrusy pod postacią bergamotki i cytryny, ale głowa Code zawiera w sobie coś jeszcze. Coś drzewnego. Czyżby cedr? Ciekawie zagrano także wspomnianą cytrusową nutą bowiem generuje ona specyficzny efekt chłodu, sama nie będąc jednocześnie na pierwszym planie. Problem polega natomiast na tym, że stworzony przez Lie i Maisondiue zapach od samego początku pachnie niezwykle chemicznie. Woni tanich syntetyków ani trochę nie udało się twórcom zamaskować. A szkoda, bo widać, że koncepcję na Code mieli ciekawą. Szczególnie jeśli przyjrzeć się nutom serca.
Za orientalny charakter recenzowanych dziś perfum odpowiadać ma przede wszystkim zastosowany w ich sercu anyż gwiaździsty. Niewątpliwe da się go wyczuć, ale jego aromat nie jest wcale tak ewidentny jak można by tego oczekiwać. Trochę brakuje mu siły i świeżości. Ociepla on kompozycje, ale jednocześnie niesie ze sobą sporą dawkę lepkiej słodyczy. Wtóruje mu zaś kwiat drzewa oliwkowego. W tym miejscu będę z Wami zupełnie szczery i przyznam, że nie mam pojęcia jak pachnie kwiat drzewa oliwkowego. W sercu w Code nie wyczuwam jednak niczego niezwykłego i nowego. Pojawia się za to lepiej mi już znane drewno gwajakowe. Baza to natomiast naprawdę dziwna mieszkanka, choć na papierze jej skład nie powinien budzić obiekcji. Mamy tu więc silne waniliowe akcenty wygenerowane za sprawą bobu tonka. Obok nich pojawiają się też nuty skóry i tytoniu. I o ile ten pierwszy aromat jeszcze jakoś się broni to drugi jest już totalnie sztuczny. Co więcej w ich relacji brak płynności i harmonii. Końcówka jest mdła i bez wyrazu.
Pod względem walorów użytkowych Code również rozczarowuje. Jego projekcja jest poniżej przeciętnej, a przecież zapach ma charakter wieczorowy więc trochę większa moc byłaby w jego wypadku spodziewana. Trwałość także nie jest najlepsza. Od momentu aplikacji perfumy utrzymują się na ciele przez ok. 5-6 godzin. Katastrofy może więc nie ma, ale już tylko biorąc pod uwagę jak bardzo syntetyczna jest to kompozycja można by oczekiwać, że na dłużej przylgnie do skóry. Ale może tak jest lepiej.
Flakon, w którym dystrybuowany jest Code może się podobać. Jego ciemne szkło niewątpliwie przyciąga uwagę. Również jego smukła sylwetka prezentuje się naprawdę dobrze. W tym miejscu pojawia się jednak pewien problem. Szukając informacji o Code natknąłem się na stwierdzenie, iż flakon tych perfum ma raczej damski charakter. I jeśli się nad tym zastanowić to chyba faktycznie trochę tak jest. Bez problemu potrafiłbym wyobrazić sobie, że znajduje się on na toaletce mojej dziewczyny. Jak dla mnie jest chyba zbyt delikatny.
W założeniu twórców Code miał być zapachem intrygującym i orientalnym a okazał się banalnym. Poszczególne nuty bez ładu i składu zlewają się w nim w niewyraźną papkę. Aromat tych perfum jest grzeczny i nie wykonuje jakichś niespodziewanych wolt. Bez żalu można go zapomnieć. Brak tu wyrazistego, męskiego charakteru w skutek czego perfumy są całkowicie bezbarwne. Kompozycja ewidentnie nastawiona jest na tak zwany efekt blotterowy. Jeśli to ma być zapach, po który sięgają mężczyźni chcący uwieść kobietę to nie wróżę im wielkiego sukcesu. W moim odczuciu Code to kolejny po Bleu de Chanel przykład na to, że olfaktoryczna stylistyka Orientu nie toleruje kompromisów. A jeśli już miałbym wybierać to z dwojga złego chyba wolę kompozycję Polge’a niż Lie i Maisondieu.
Code
Główne nuty: Przyprawy, Nuty Drzewne.
Autor: Antoine Lie, Antoine Maisondieu.
Rok produkcji: 2004.
Moja ocena: Odradzam. (2/7)