Bleu de Chanel – więcej dymu niż ognia
Czasem zdarza się, że duże mainstreamowe marki w poszukiwaniu pomysłów na nowe zapachy zapuszczą się na terytorium zarezerwowane dla perfumerii niszowej. Sytuacja taka miała miejsce choćby w przypadku bohatera dzisiejszego wpisu, którym jest Bleu de Chanel z 2010 roku. Autor tych perfum - Jacques Polge – w centrum kompozycji postanowił postawić kadzidło. W oparciu o tę nutę powstało wiele świetnych niszowych zapachów między innymi Full Incense od Montale, Heeley – Cardinal czy Avignon francuskiej marki Comme des Garçons. W perfumerii mainstreamowej pojawia się ona jednak stosunkowo rzadko. W przypadku Bleu de Chanel Polge’owi przyświecał zamysł stworzenia kompozycji drzewnej i aromatycznej, a jednocześnie świeżej. Idealnej dla mężczyzny, który nie lubi przestrzegać zasad. A jak wyszło? Przekonajcie się sami.
Początek Bleu de Chanel rozczarowuje. Jest praktycznie bez wyrazu. W głowie tych perfum odnajdujemy trochę mdłych cytrusów, wśród których na uwagę zasługuje w zasadzie jedynie ciekawie zaznaczona nuta grejpfruta. Jest ewidentnie gorzka, ale ma w sobie też coś słodkiego. Trochę tak jakby ktoś rozkroił ten owoc wpół a następnie posypał go łyżeczką cukru. Zupełnie bezbarwna jest natomiast cytryna. Mimo to Bleu de Chanel udaje się jednak wygenerować przyjemne i odświeżające uczucie chłodu. Duża w tym zasługa obecnej w głowie tych perfum mięty. Nawet i ona nie potrafi jednak ożywić kompozycji. Zapach w powietrze unoszą natomiast molekuły różowego pieprzu, stanowiące jednocześnie zapowiedz innych przyprawowych akcentów, które odnajdziemy dopiero w sercu Bleu.
W środkowej fazie recenzowanych dziś perfum wspomniany mdły cytrusowy aromat wcale nie traci na wyrazistości. Utrzymany zostaje także chłodny i elegancki klimat kompozycji. Bardzo ważną rolę na tym etapie Bleu de Chanel odgrywa także imbir. Ma on za zadanie podgrzewać atmosferę perfum do tego stopnia, abyśmy mieli wrażenie jakby w ich sercu płonęły drzewa. Imbirowa nuta jest świdrująca i nadaje przyprawowego charakteru. Wtóruje jej zaś gałka muszkatołowa. Muszę jednak przyznać, że składnik ten widziałem już w dużo ciekawszych odsłonach choćby w Embers od Rouge Bunny Rouge, Piper Nigrum Lorenzo Villoriesi’ego i Comme des Garçons – 2 Man. W nich naprawdę podnosił temparaturę i solidnie rozgrzewał. A co z głównym bohaterem Bleu de Chanel czyli kadzidłem? Jest. Snuje się niewyraźnie ni to na pierwszym ni to na drugim planie. Dopiero z czasem wychodzi z cienia i nabiera trochę więcej mocy. Daleko mu jednak do kadzidła znanego z wymienionych przeze mnie we wstępie kompozycji. I w zasadzie ciężko napisać o nim coś więcej. Dodać mogę jedynie, że jego dymna nuta osłodzona została za pomocą kwiatowej woni jaśminu. W bazie prezentowanych dzisiaj perfum również niewiele się dzieje. Cedr, sandałowiec i wetyweria zlewają się w jedną, drzewną papkę. Ostrzejszy charakter zapachu podtrzymany został za pomocą paczuli, na uwagę zasługuje jednak jedynie akord żywiczny, wprowadzony przy pomocy labdanum. Nie mam jednak złudzeń co do naturalnego pochodzenia zastosowanych w bazie składników.
Bleu de Chanel posiada dobrą projekcję. Jest ona nowoczesna i dopasowana do obowiązujących obecnie standardów. W moim odczuciu plasuje się nieznacznie powyżej umiarkowanej, co należałoby poczytywać za plus, gdyby zapach miał coś więcej do zaoferowania. Jednak jedyne, co oprócz niej oferują te perfumy to bardzo dobra trwałość, która w moim przypadku dochodził do 8-10 godzin.
Niewątpliwie mocną stroną recenzowanego dziś zapachu jest jego flakon. Wykonany z ciemnego szkła prezentuje się niezwykle elegancko. Jest też prosty i męski. Skojarzył mi się trochę z tym należącym do Bleu Noir for Him Narciso Rodriguez’a, jednak według mnie prezentuje się jeszcze lepiej. Do tego dochodzi jeszcze magnetyczna zatyczka, która ułatwia jego zamykanie. Szkoda jedynie, że zawarte w tym flakonie perfumy nie dorównują mu jakością wykonania.
W moim odczuciu Bleu de Chanel to kompozycja do bólu poprawna. Polge sięgnął w niej po ciekawe składniki, jednak całkowicie obdarł je z charakteru. Niestety zapach niemal od samego początku jest też syntetyczny i myślę, że wyczują to nawet mniej wprawne nosy. Perfumy te nie wzbudziły w moje głowie żadnych wyobrażeń (no, może poza wspomnianymi już płonącymi plastikowymi drzewami). Nie wywołały również potoku słów (nawet tych negatywnych). Ot, zapach, o którym zapominamy zaledwie w chwile po tym jak go poczujemy. Ciekaw jestem jedynie jak Bleu de Chanel radzi sobie na rynku amerykańskim. Za Oceanem takie kompozycje są przecież w cenie.
Bleu de Chanel
Główne nuty: Kadzidło, Imbir.
Autor: Jacques Polge.
Rok produkcji: 2010.
Moja opinia: Nie polecam. (3/7)