Eau d’Orange Verte – letnie orzeźwienie cz. II
Gdy upał robi się wyjątkowo nieznośny należy sięgnąć po coś, co szybko przyniesie ulgę, schłodzi i da nam poczucie orzeźwienia. Jeśli chodzi o perfumy to dla mnie numerem jeden w tego typu sytuacjach jest Eau d’Orange Verte. Zapach ten został stworzony w 1979 przez Françoise Caron (siostrę Olivera Cresp’a) i od lat stanowi o sile kolońskiej linii Hermès’a. Od czasu swojej premiery przeszedł jednak kilka reformulacji, z czego ostatnia – dokonana w 2009 roku przez Jean-Claude’a Ellenę – w znacznym stopniu zmieniła kompozycję tych perfum. Niestety, nie dane mi było poznać wersji vintage, natomiast Eau d’Orange Verte w obecnej postaci zrobił na mnie na tyle duże wrażenie, że już jakiś czas temu na stałe włączyłem go do swojej kolekcji. Jeśli chcecie wiedzieć dlaczego perfumy te wywarły na mnie aż tak duże wrażenie zapraszam na nową recenzję.
Otwarcie Eau d’Orange Verte jest naprawdę niezwykłe. Mam niemal wrażenie jakby ktoś napełnił duże wiadro wodą, dodał kostki lodu i cząstki pomarańczy a następnie wylał mi je na głowę. Zapach jest świeży, zielony i regenerujący. Obok wspomnianej już pomarańczy w głowie prezentowanej kompozycji pojawiają się także inne cytrusy - mandarynka i cytryna. Wspólnie tworzą one owocowy akord tych perfum. Efekt jest taki jakby ich sok niemal wylewał się z flakonu. Jednocześnie w Eau d’Orange Verte nie brakuje goryczy. W początkowej fazie jest ona nieomal dominująca, ale jednocześnie bardzo przyjemna. Kojarzy się z aromatem gniecionych w palcach liści pomarańczy lub świeżo obraną pomarańczową skórką. Chociaż trudno to wytłumaczyć to w moim odczuciu to właśnie ta gorycz odpowiedzialna jest za chłodzący efekt recenzowanej dziś wody kolońskiej. Został on też spotęgowany poprzez dodatek mięty, choć jej obecność w piramidzie zapachowej nie jest dla mnie ewidentna.
W miarę jak mija początkowy efekt wow! Eau d’Orange Verte przechodzi do kolejnych, stosunkowo krótkich, etapów. W sercu zapach wzbogacony został o aromat liści czarnej porzeczki. Wciąż jest zielony i jakby ostry, powoli zaczyna jednak tracić swoją intensywność. Staje się też bardziej drzewny, a ja zastanawiam się czy w składzie wykorzystany został także olejek petitgrain. Z cytrusów wciąż najwyraźniej czuć bowiem pomarańczę, choć co do zasady serce Eau d’Orange Verte w znaczący sposób nie różni się od głowy. Większa zmiana następuje dopiero w bazie. Tu pojawiają się nowe nuty a kompozycja staje się nieco bardziej złożona. Ostre, cytrusowe akcenty zostają wygładzone za sprawą paczuli. Wprowadza ona do kompozycji także pewną zmysłowość. Natomiast szlachetny mech dębowy podtrzymuje zielony akord perfum, wzmacniając jednocześnie drzewny charakter bazy. Wspólnie próbują też utrzymać Eau d’Orange Verte odrobinę dłużej na skórze.
Skoro zaś wspomniałem już o trwałości to z żalem muszę stwierdzić, że ta jest naprawdę mierna. Choć zdaję sobie sprawę, że zapach ma koncentrację wody kolońskiej to jednak 3-4 godziny to dla mnie za mało, by móc nacieszyć się jego aromatem. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że aplikację można ponowić i zastanawiam się nawet czy nie o to chodziło producentom. Zresztą początek Eau d’Orange Verte to i tak najlepsza faza tej kompozycji. W dodatku jedynie na etapie głowy perfumy te projektują na dobrym poziomie. Potem szybko gasną i przywierają do skóry, choć w naprawdę upalne dni, na skutek intensywnego parowania ze skóry, da się je wyczuć wokół siebie także w późniejszych fazach. W pozostałych wypadkach pozostaje co najwyżej wcisnąć nos w nadgarstek lub inną wyperfumowaną część ciała.
Uwielbiam wzór flakonów z kolońskiej linii Hermès’a. Są proste, smukłe i mają w sobie to coś. Nasuwają mi skojarzenia z jakimiś fiolkami stosowanymi przez alchemików. Do tego butelka Eau d’Orange Verte ma przepiękny szmaragdowy kolor! Wspaniale załamuje światło. Podobnie jak zapach nie ma żadnych zbędnych ozdobników. Jedynie tłoczone logo z napisem „HERMÈS COLOGNE” a u dołu białymi literami wypisaną nazwę perfum. Do tego jest też bardzo wygodna w użyciu.
Zdaję sobie sprawę, że podobnie jak Mugler Cologne także Eau d’Orange Verte jest zapachem prostym. Ten minimalizm to charakterystyczny element stylu Jean-Claude’a Elleny. Niemniej perfumy te wręcz iskrzą zielenią i cytrusami. Są soczyste i ewidentnie pomarańczowe a ich chłodzące właściwości są niezaprzeczalne. Czytałem też o ich podobieństwie do Eau d’Hadrien od Annick Goutal. Na chwile obecną nie znam kompozycji stworzonej przez Isabelle Doyen, ale jeśli się to zmieni na pewno odniosę się do powyższego porównania w stosownej recenzji. Już teraz mogę jednak z czystym sercem polecić Eau d’Orange Verte każdemu (perfumy dedykowane są zarówno kobietom jak i mężczyznom), kto w letnim skwarze szuka odrobiny wytchnienia. Jednocześnie chciałbym przypomnieć, że przed nami jeszcze trzecia i zarazem ostatnia część mini-cyklu Letnie orzeźwienie a jej bohaterem będzie zapach z prawdziwie górnej półki. Jesteście ciekawi?
Eau d’Orange Verte
Główna nuta: Zielona pomarańcza.
Autor: Françoise Caron.
Rok produkcji: 1979.
Moja opinia: Gorąco polecam! (7/7)