Cypress & Grapevine – w starej winnicy

Zgodnie z informacjami na oficjalnej stronie internetowej Jo Malone, nasz dzisiejszy bohater - Cypress & Grapevine z kolekcji Lost in Wonder – to jeden z bestsellerów brytyjskiej marki. Warto zatem poświęcić mu chwilę uwagi i sprawdzić czemu zawdzięcza swoją popularność. Czy wynika to z zachwalanego przez producenta wyrafinowanego i odważnego charakteru tych perfum? A może raczej z ich prostoty i przystępności? Albo dużej uniwersalności? Na te i innej jeszcze pytania postaram się odpowiedzieć w niniejszej recenzji. Bez dalszej zwłoki zapraszam Was zatem do lektury moich spostrzeżeń na temat Cypress & Grapevine!

     Stworzone przez Sophie Labbé perfumy rozpoczynają się dość tradycyjnie. Przy czym od razu warto zaznaczyć, że recenzowana dziś kompozycja nawiązuje do aromatycznych szyprów, czerpiąc też co nieco z rodziny fougère. Otwarcie jest więc zielone i przesycone tytułową nutą cyprysa. Dzięki czemu od razu sprawia również wrażenie męskiego. Oprócz wątku zielono-drzewnego w głowie Cypress & Grapevine odnajdziemy też jednak sporą dawkę lawendy. Jej ziołowy aromat nadaje pierwszej fazie dzieła Jo Malone trochę więcej pikanterii. Oraz odrobinę świeżości i elegancji. To także za jego sprawą odbieram początek zapachu jako dość klasyczny. Niewiele się tu dzieje, jednak nasze myśli stosunkowo szybko kierują się ku klasykom męskiej perfumerii. A w głowie pojawia się obraz zakładu balwierskiego. Przy czym wrażenie to trwa nadal w sercu kompozycji.

     Skoro już o środkowej fazie Cypress & Grapevine mowa… To właśnie w niej pojawia się druga z tytułowych nut. Czyli winorośl. Szczerze przyznam, że choć jestem dużym miłośnikiem wina, a w przeszłości miałem okazję zwiedzić parę winnic, to nigdy specjalnie nie zwróciłem uwagi na to, jak pachną winne krzewy. Mogę się natomiast domyślić, że ich aromat jest zielony z wyraźnymi roślinnymi akcentami. Tego typu akord wyczuwam bowiem w opisywanych perfumach. Z tym, że na tym etapie zapach wzbogacony został jeszcze o kilka innych elementów. Między innymi o budujące drzewny szkielet kompozycji drewno cedrowe. Pachnie tu ono dość klasycznie, z typowym dla siebie wątkiem ołówkowych wiórków. Tuż obok niego pojawia się zaś wetyweria. Która podtrzymuje zarówno świeży, jak i zielony klimat Cypress & Grapevine. Sophie Labbé udało się także nieco uwypuklić jej orzechową stronę, dzięki czemu całość jeszcze zyskuje na wytrawności. Natomiast w miarę jak mijają kolejne godziny, dzieło Jo Malone przybiera bardziej żywicznego oblicza. Zmiana nie jest jednak duża. Budujące bazę kompozycji ambra i mech dębowy wpisują się w jej ogólny drzewno-zielony klimat, zbyt silnie go nie modyfikując. Trudno więc mówić o jakiejś zauważalnej ewolucji. Jedynie, również pojawiające się w końcówce, piżmo nadaje ostatniej fazie recenzowanych perfum trochę więcej drapieżności.         

    Zobaczmy teraz jak prezentują się parametry użytkowe prezentowanego dziś zapachu. Jako, że stanowi on część linii Cologne Intense, to można by spodziewać się, że jego projekcja będzie dość znaczna. I rzeczywiście tak jest. Aromat opisywanych perfum jest całkiem silny i łatwo wyczuć go w przestrzeni wokół nas. I to nie tylko w początkowej fazie, ale i w późniejszych godzinach. A skoro już mówimy o czasie… Cypress & Grapevine imponują nie tylko mocą, ale również trwałością. Ta zaś wynosi mniej więcej 8-9 godzin od aplikacji. Można zatem być usatysfakcjonowanym.

     To jeszcze parę słów o flakonie recenzowanego pachnidła. Tym bardziej, że we wzorze buteleczek z serii Cologne Intense zaszła jakiś czas temu pewna zmiana. Zrezygnowano bowiem ze srebrnej etykiety i teraz nazwa zapachu oraz jego marka wypisane są bezpośrednio na szkle. To zaś jest niezmiennie ciemne i z trudem pozwala dojrzeć zamknięta we wnętrzu flakonu ciecz. Redesign ominął natomiast zatyczkę, która nadal jest srebrna i która zachowała swój opływowy kształt. Niewątpliwie, nowy wzór flakonu jest zaś bardziej minimalistyczny, nie wiem jednak czy nie wolałem poprzedniego.     

     Wydaje mi się, że tworząc Cypress & Grapevine Sophie Labbé zdecydowała się na raczej zachowawcze podejście. Mamy tu bowiem do czynienia z zapachem mocno osadzonym w tradycji. A przez to nieco nudnawym. Choć nadal stojącym na wysokim poziomie. Całość pachnie bowiem dość naturalnie, choć pewne syntetyczne niuanse da się wyczuć. Zwłaszcza w bazie. Do tego dzieło Jo Malone jest dość proste i posiada ograniczoną ewolucję. Jego głowa znacząco nie różni się od bazy. Kompozycja emanuje jednak drzewną świeżością, co przekłada się na jej silnie męski charakter. I może skłaniać do zakupu. Nie mogę też jednak wykluczyć, że do sukcesu jaki odniosły Cypress & Grapevine po części przyczynił się również będący ambasadorem tych perfum i bożyszczem wielu kobiet Tom Hardy. Zakontraktowanie go przez Jo Malone było strzałem w dziesiątkę. Jednak niezależnie od tego, sam zapach także broni się przed krytyką. Choć niezbyt oryginalny, daje poczucie komfortu i bezpieczeństwa. Stanowić więc może bardzo dobry wybór w kategorii perfumy do pracy.       

Cypress & Grapevine
Główna nuta: Nuty Drzewne.
Autor: Sophie Labbé.
Rok produkcji: 2020.
Moja opinia:  Warto poznać. (5/7)