Nightflight – na skraju nocy
W dzisiejszym wpisie cofamy się do lat 90’ XX wieku. A konkretnie do roku 1992. Wtedy to bowiem miejsce miała premiera Joop! – Nightflight. Perfum będących bohaterami niniejszej recenzji. Zapachu mającego przywoływać tajemniczość i magię rozgwieżdżonej nocy. Brzmi naprawdę poetycko. Ale wszyscy wiemy jak to jest ze sloganami reklamowymi. Niemniej, biorąc pod uwagę fakt, że autorem kompozycji jest sam Pierre Bourdon, moje oczekiwania były spore. Tym bardziej, że stylistyka lat 90’ również jest mi bardzo bliska. Przekonajmy się zatem czy Nightflight spełnił pokładane w nim nadzieje.
Otwarcie kompozycji jest dość wyraziste. Cytrusowo ostre. I wbrew moim oczekiwaniom, wcale nie retro. Z początku wybija się w nim zaś cytryna. Świeża, soczysta i aromatyczna. A tuż za nią pojawia się bergamotka. Od razu zauważyć też można, że w Nightflight dużą rolę odgrywać będzie lawenda. Jest jej tu naprawdę sporo. Potęguje ona ostry wydźwięk otwarcia. Jest raczej ziołowa i wytrawna. Tylko w niewielkim stopniu pościelowa, nie generuje tu aż tak silnego wrażenia czystości jak jej się to nieraz zdarza. Nie bije też od niej chłodem. Natomiast wrażenie uzyskane poprzez sparowanie lawendy z cytrusami przełamane zostało słodyczą ananasa. Początkowo nie zdawałem sobie jednak sprawy z jego obecności. Dopiero z czasem stał się on dla mnie bardziej ewidentny. Nadaje on kompozycji bardziej owocowego charakteru, który utrzymuje się także w sercu Nightflight.
A skoro już mowa o sercu… W środkowej fazie perfum Joop! dominują kwiaty. A jednak zapach ani trochę nie skręca w kobiecą stronę. Dalej pozostaje świeży, jednak dzięki obecności jaśminu nabiera nieco więcej ciepła. Natomiast neroli dodaje mu elegancji. Wspólnie tworzą zaś delikatną, złocistą aurę, która bije od każdego, kto nosi na sobie tę kompozycję. Natomiast jej męski charakter utrzymany został między innymi za sprawą geranium. Oraz gorzkiej nutki migdałów, pojawiającej się gdzieś w tle. Wszystko to wymieszane jest dość sprawnie i tworzy bardzo spójny pejzaż. Choć czuć tu reminiscencje lat 90’ to obcowanie z Nightflight daje poczucie komfortu. Które pogłębia się jeszcze wraz z nadejściem bazy tych perfum. Ta, choć drzewna, jest również miękka i zauważalnie bardziej zmysłowa. Za jej podstawę służy zaś drewno sandałowe. Nadaje ono zapachowi głębi, stanowiąc jednocześnie solidny szkielet, wokół którego Pierre Bourdon rozlokował pozostałe nuty. Jak na przykład słodki i kremowy bób tonka. Albo złocistą ambrę. Niestety, nie udało się przy tym uniknąć pewnych syntetycznych akcentów. Zarówno akord drzewny jak i utrwalające kompozycję na skórze piżmo nie pachną zbyt naturalnie. A choć nie pozostaje to bez wpływu na ostateczny odbiór recenzowanych perfum, to jednak nie niweczy aż tak bardzo ich raczej pozytywnej oceny.
Nadszedł czas by przyjrzeć się parametrom użytkowym Nightflight. Jak prezentują się moc i trwałość zapachu? Jeśli chodzi o tę pierwszą, to określiłbym ją jako umiarkowaną. Jedynie przez pierwszą godzinę – półtora kompozycja projektuje zauważalnie intensywniej. Po tym czasie sadowi się zaś bliżej skóry. Przez cały czas pozostaje jednak wyczuwalna zarówno dla nas jak i naszego otoczenia. A jak długo utrzymuje się na ciele? U mnie około 8-9 godzin. Co w przypadku wody toaletowej uważam za naprawdę dobry wynik.
A jak wygląda flakon prezentowanego dziś zapachu? Hmm… Według mnie nie jest on specjalnie okazały. Swoim kształtem przypomina on ten należący do Joop! Homme. Odróżnia się jednak dwiema rzeczami. Po pierwsze jego barwa jest niebieska. Po drugie zaś, jego powierzchnia pokryta jest wytłoczonymi w szkle gwiazdkami. Obie te cechy stanowią niewątpliwie nawiązanie do tytułowej nocy. Nieco dziwi mnie natomiast umieszczenie tytułu kompozycji tuż poniżej górnej krawędzi flakonu. Według mnie wygląda to mało estetycznie. Pod samą nazwą znajdziemy też jeszcze wzmiankę o stężeniu kompozycji. Uważam jednak, że można było to wszystko jakoś inaczej zaprojektować. Bo potencjał marketingowy na pewno tu widzę.
Przeczytałem gdzieś, że Nightflight to dziecko Cool Water i Eternity for Men. A choć jest to moim zdaniem nadużycie, to jednak nie można odmówić mu pewnej trafności. Dzieło Pierre’a Bourdon’a współdzieli bowiem pewne cechy z oboma wyżej wymienionymi zapachami. A jednocześnie zachowuje od nich odrębność. Jest świeże i słodko owocowy zarazem. Posiada też raczej wieczorowy charakter. Kojarzy mi się z zachodzącym na złoto słońcem. Ciepłym, letnim zmierzchem. I może to dość zaskakujące, ale w kompozycji Joop! odnajduję też coś romantycznego. Jakąś miłosną tęsknotę. Zastanawiam się do jakiego typu mężczyzny najlepiej pasowałyby te perfumy. Sam nie wiem. Ale chętnie poznałbym Wasza zdanie na temat Nightflight.
Nightflight
Główne nuty: Lawenda, Owoce.
Autor: Pierre Bourdon.
Rok produkcji: 1992.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)