L’Eau par Kenzo pour Homme – lato czeka!
W dzisiejszym wpisie cofamy się do schyłku XX wieku. A konkretnie do roku 1999. To wtedy bowiem światło dzienne ujrzały L’Eau par Kenzo pour Homme. Perfumy te skomponowane zostały przez Olivier’a Cresp’a, charakteryzować się zaś miały niezwykłymi właściwoścniami orzeźwiającymi. Ale czy faktycznie tak jest? O tym za chwilę. Warto natomiast zwrócić uwagę na fakt, że mimo upływu czasu zapach ten nadal dostępny jest w ofercie japońskiej marki. Doczekał się nawet flankerów. A popularnością cieszy się zarówno wśród młodych jak i starszych miłośników perfum. Przekonajmy się zatem co zadecydowało o sukcesie, jaki odniosło to pachnidło.
Pomimo, że L’Eau par Kenzo pour Homme eksplorują świeże morsko-cytrusowe wątki znane z klasycznych Kenzo pour Homme to jednak są perfumami zgoła odmiennymi. I czuć to już od samego początku. Ten jest zaś niezwykle lekki i rześki. Dominuje w nim zaś nuta yuzu. Jego wyraźnie kwaśny owocowy aromat wprowadza nas w klimat lata. Czuć pobudzającą gorycz cytrusowej skórki. A całość wydaje się niemal buzować na skórze. Jednocześnie, już w głowie kompozycji pojawiają się pewne zielone akcenty. Wprowadzone za sprawą występującego na drzewie kamforowym liścia ho. Jako, że liść ten zawiera w sobie spore ilości linalolu, to bardzo dobrze wpisuje się w charakter pierwszej fazy skomponowanego przez Olivier’a Cresp’a pachnidła. A dalej również jest ciekawie.
Im więcej czasu mija od aplikacji recenzowanych perfum na skórę, tym silniej czuję, że są one nie tylko świeże, ale posiadają również spore właściwości chłodzące. Co jest najpewniej spowodowane obecnym w ich sercu aromatem mięty nadwodnej (łac. Mentha aquatica L.). Urozmaica ona środkową fazę zapachu, wpisując się jednocześnie w jego bardziej zielony wątek. Sprawia także, że całość wydaje mi się bardziej czysta. Ale nie sterylna. Tego wrażenia w L’Eau par Kenzo pour Homme zdecydowanie nie uświadczymy. Odnajdziemy natomiast silniej podkreślony akord wodny. Który zaakcentowany został między innymi za sprawą nuty lotosu. Podobnie jak w przypadku cyklamenu, w aromacie lilii wodnej odnaleźć można coś charakterystycznie mokrego. Obok czego pojawia się również subtelna kwiatowa słodycz. Natomiast co do wspomnianego wcześniej akordu zielonego, to w środkowej fazie opisywanej kompozycji wydaje się on przybierać formę zbliżoną do zapachu zielonej herbaty. Dalej jest więc lekko i świeżo, z tą charakterystyczną odrobiną goryczki. Nieco słabiej w moim odczuciu prezentuje się za to baza L’Eau par Kenzo. Za sprawą piżma utrzymuje ona czysty klimat kompozycji, do głosu zaczynają jednak dochodzić pewne syntetyczne niuanse. Także, reprezentujący wątek drzewny, cedr nie pachnie tu jakoś specjalnie naturalnie. Do tego w końcówce pojawiać się powinna jeszcze nuta zielonej papryki, niemniej dla mnie pozostaje ona zupełnie niezauważalna. Ostatnia faza zapachu jest więc poprawna, niczym jednak nie zaskakuje.
Zobaczmy teraz jak opisywany dziś zapach prezentuje się pod kątem parametrów użytkowych. Zacznijmy zaś od projekcji. A ta jest moim zdaniem umiarkowana. L’Eau par Kenzo pour Homme na pewno nie zaliczają się do tytanów mocy, nie jest jednak tak, że musimy szukać tych perfum na skórze. Da się je wyczuć w najbliższej przestrzeni wokół nas. Wydaje mi się, że na plus można też zaliczyć trwałość kompozycji. Wynosi ona od 6 do 8 godzin i choć rezultat ten sam w sobie nie rzuca na kolana, to pamiętać musimy, że mamy tu do czynienia z wodą toaletową.
A teraz parę słów o flakonie recenzowanych perfum. Który wydaje mi się o tyle ciekawy, że sprawia wrażenie pofalowanego. Choć akurat od frontu nie jest to tak dobrze widoczne. Natomiast sama buteleczka wykonana jest z przeźroczystego szkła i ma kształt prostopadłościanu. Przez jej ścianki dostrzec zaś możemy zamkniętą we wnętrzu błękitną ciecz. Oraz prowadzącą do srebrnego atomizera rurkę, przez którą doprowadzany jest zapach. Jeśli zaś chodzi o nazwę kompozycji to wypisano ją wzdłuż jednej z krawędzi flakonu. Przy czym dopisek pour homme jest zauważalnie mniejszy niż reszta tekstu. Ogólnie, całość prezentuje się dobrze i według mnie ma w sobie coś sportowego.
Wydaje mi się, że L’Eau par Kenzo pour Homme to dość ciekawe perfumy, które szczególnie dobrze sprawdzą się w cieplejsze pory roku. Zapach jest niewątpliwie świeży i niesie ze sobą ładunek pobudzającej energii. A prostota tej kompozycji udanie przełożyła się na jej lekki charakter. Przeglądając internetowe fora natrafiłem natomiast na porównanie do toniku. I muszę przyznać, że uważam je za całkiem trafne. Kompozycja musuje na skórze, do tego nie brak jej goryczki. Przez cały czas pozostaje jednak przyjemna w odbiorze, dając użytkownikowi zauważalne poczucie komfortu. Do tego, L’Eau par Kenzo są też perfumami dość uniwersalnymi, które dobrze sprawdzą się podczas większości dziennych aktywności. Myślę więc, że mogę zarekomendować Wam przynajmniej testy tego pachnidła.
L’Eau par Kenzo pour Homme
Główne nuty: Cytrusy, Nuty Morskie.
Autor: Olivier Cresp.
Rok produkcji: 1999.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)