Power – kwiaty w męskim wydaniu
Niektórych odkryć dokonujemy przez przypadek. Tak też było w wypadku perfum, które goszczą dziś na blogu. Nie planowałem recenzji Power. W zasadzie, dopóki próbka nie trafiła w moje ręce, niewiele nawet słyszałem o tym zapachu. Na szczęście ktoś podarował mi niewielką fiolkę i dzięki temu dzieło Kenzo może pojawić się dzisiaj na Agar i Piżmo. Prezentowane perfumy powstały jako męski odpowiednik kobiecego Flower, w ofercie japońskiej marki brakowało bowiem takiej pozycji. Bardzo odważnie postanowiono, iż podobnie jak Flower, nowe męskie pachnidło Kenzo również będzie kompozycją kwiatową. Inspiracją do jego powstania był wykonany czarnym ołówkiem rysunek tulipana. W założeniu zapach odzwierciedlać ma zaś abstrakcyjną woń kwiatową. Jako osobę, której powierzono skomponowanie Power wybrano natomiast Olivier’a Polge’a, twórcę między innymi Dior Homme. Jeśli zatem chcecie dowiedzieć się jak w ujęciu Francuza wyglądają kwiaty w męskim wydaniu zapraszam do lektury niniejszej recenzji!
Przyprawowo-cytrusowy początek Power może się podobać. Jest on wynikiem połączenia zaledwie trzech nut. Bergamotka wprowadza do kompozycji świeżość i soczystość. Niemal czuć zielony miąższ. Jest jednocześnie kwaskowa i trochę gorzka. Podobnie zielony w swoim charakterze jest także kardamon. Przesuwa on jednak recenzowane dziś perfumy w bardziej wytrawnym kierunku. Dodatkowo ma też w sobie pewną kremowość poprzez którą wygładza ostre, cytrusowe akcenty. Pomost pomiędzy dwiema wyżej wymienionymi nutami stanowi natomiast kolendra. Zgrabnie łączy ona pikantną przyprawowość ze słodką owocowością. Za jej sprawą Power nabiera bardziej męskiego charakteru. Zauważyłem również, że perfumy te mają w sobie pewną herbacianą gorycz. W moim odczuciu stanowi ona efekt połączenia powyższych akordów z przebijającymi się spod nich nutami bazy. Już w głowie czuć też subtelny kwiatowy podkład, będący zapowiedzią fazy serca.
Zapach bardzo powoli wytraca zarówno gorycz jak i część swojej świeżości by zgrabnie przejść w słodszy, choć wciąż niepozbawioną rześkości etap serca. To tu odnajdujemy ów tajemniczy, abstrakcyjny kwiat. W zasadzie nie jest on aż tak tajemniczy bowiem powszechnie wiadomo, że do budowy tego akordu posłużyły aromaty jaśminu, róży i frezji. Woń jaśminu jest słodka i najbardziej wyrazista. Roztacza wokół swój intensywny, białokwiatowy czar. Róża również jest słodka, ale i dymna. Dodaje Power głębi i wzmacnia kwiatowy wydźwięk kompozycji. Natomiast zapach frezji wydał mi się bardzo delikatny i dla mnie najsłabiej wyczuwalny. Jednocześnie serce tych perfum ma w sobie coś wodnistego. Te wodniste akcenty nasuwaj skojarzenia z lotosem lub lilią wodną. Odpowiadają również za utrzymanie balansu miedzy nutami słodkimi a świeżymi. W bazie natomiast wyraźnie czuć już drewno. Lekki i ołówkowy cedr sparowany został tu z labdanum. W ten sposób podkreślona został jego żywiczno-ambrowa strona. Efekt ten potęguje jeszcze obecność balsamu tolu. Nie da się też nie zauważyć, że mimo występowania powyższych nut, baza Power ma w sobie także coś pudrowego. W swoim charakterze podobna jest nieco do tej znanej z He Wood marki DSquared2.
Niewątpliwie na plus zaliczam moc prezentowanych dziś na blogu perfum. Ich woń była dla mnie łatwo wyczuwalna przez większość czasu trwania Power na skórze. Bardzo lubię, gdy zapach projektuje tak wyraźnie. Także osoby w moim otoczeniu nie miały problemy z jego zauważeniem, nie naruszał on jednak ich strefy komfortu. Trochę gorzej było z trwałością. W moim wypadku kompozycja utrzymywał się na ciele przez około 5-7 godzin. Tragedii nie ma, ale chciałoby się więcej.
Jeśli chodzi o smukły, srebrny flakon, w którym zamknięta jest kwiatowa esencja Power, to nasunął mi on skojarzenia z buteleczkami spod szyldu Montale. Podobnie jak one wykonany jest z metalu i ma walcowaty kształt. Za inspirację do jego powstania posłużyły jednak naczynia do przechowywania sake. Taki minimalistyczny wzór flakonu może się podobać. Na pewno ma w sobie pewien męski pierwiastek. U dołu wypisana jest także nazwa perfum wraz z grafiką wspomnianego już przeze mnie we wstępie tulipana. Autorem projektu jest Kenya Hara – japoński grafik i projektant.
Zdaję sobie sprawę, że nie każdy mężczyzna chce pachnieć kwiatami. Jednak Ci, którzy nie mają nic przeciwko temu zdecydowanie powinni sięgnąć po Power. Zapach spodoba się zwłaszcza wielbicielom Fleur du Male i Infusion d’Homme. Jest lekki i przyjemny, do tego nosi się go naprawdę komfortowo. Z tego względu stanowić będzie dobry wybór zarówno dla młodszych jak i starszych miłośników perfum. Mnie przekonał do siebie bez najmniejszego problemu. Myślę też, że Power to kompozycja, która najlepiej sprawdzi się wiosną. Gdy wszystkie kwiaty wokół kwitną, dobrze jest mieć na swojej półce perfumy, które wpiszą się w ten obraz. Chciałbym również zaznaczyć, że zapach ten nie posiada jakiegoś niezwykle silnego przechyłu w męską stronę i z tego względu nie zdziwiłbym się, gdyby sięgały po niego także i panie.
Power
Główna nuta: Kwiaty.
Autor: Olivier Polge.
Rok produkcji: 2008.
Moja opinia: Polecam. (6/7)