Al Oudh – w przyprawach mu do twarzy

Szczerze mówiąc, oud nie należy do moich ulubionych nut. A mimo to, na Agar i Piżmo pojawiło się już całkiem sporo perfum z tym składnikiem w temacie. I dziś dołączają do nich kolejne. Al Oudh francuskiej marki L’Artisan Parfumeur. Która już dość dawno nie gościła na blogu. Podobnie zresztą jak i autor recenzowanego dziś zapachu – Bertrand Duchaufour. Za inspirację do stworzenia prezentowanej kompozycji posłużyła zaś wizja arabskiej pustyni, przemierzanej przez wiozące przyprawy i inne cenne składniki karawany. Ciekawe, choć nieco mało oryginalne. Opisywałem już kilka pachnideł o podobnych założeniach, na przykład L’Air du Désert Marocain Andy’ego Tauer’a. Przekonajmy się zatem czym różni się od nich Al Oudh.   

Otwarcie recenzowanych perfum niewątpliwie zwraca uwagę. Jest intensywne i wyraźnie mroczne. A choć tytułowy oud wyczuwalny jest już na starcie, to w pierwszej fazie kompozycji główną rolę grają przyprawy. Przede wszystkim kumin. Jego obecność nadaje dziełu Duchaufour’a zdecydowanie orientalnego charakteru. Jest więc pikantnie, trochę aptecznie i nieco pyliście. Przy czym pierwsze z wymienionych wrażeń zostało dodatkowo spotęgowane przy pomocy kardamonu i różowego pieprzu. Z tym, że ten ostatni niesie również ze sobą pewien ładunek słodyczy. Podobnie jak i także pojawiająca się w głowie Al Oudh nuta daktyli. Ogólnie zaś, w pierwszej fazie opisywanych perfum kojarzące się z Bliskim Wschodem aromaty wirują i przeplatają się ze sobą tworząc barwny kolaż. Dla niewprawionych nosów może to jednak być za dużo. Otwarcie nie należy do najprzystępniejszych, warto jednak przez nie przebrnąć i odkryć, co kryje się na kolejnych etapach dzieła L’Artisan Parfumeur.

     W przypadku perfum oudowych dość popularnym zabiegiem jest łączenie aromatu drewna agarowego z różą. I podobnie dzieje się w Al Oudh. Z tym, że tutaj królowa kwiatów prezentuje się zgoła odmiennie niż w większości takich duetów. Jej słodycz jest subtelna. Zabarwia kompozycję swoją czerwienią, jednak nie próbuje jej dominować. Nadaje za to jedwabistości i wygładza wszelkie ostrzejsze akcenty. Wprowadza spokój. A wtóruje jej w tym neroli. Natomiast pomost miedzy kwiatową słodyczą a przyprawową pikanterią zbudowany został przy pomocy szafranu.  W sercu recenzowanego zapachu istotną rolę odgrywa też jednak nuta skóry. Nadaje ona całości bardziej cielesnego charakteru, który z czasem staje się wręcz zwierzęcy. Co jest zasługą pojawiającego się w tej fazie kompozycji cywetu. Przyjmuje on od kuminu odpowiedzialność za brudną stronę Al Oudh, a jego fekalna woń przywodzi na myśl pocące się w upalnym pustynnym słońcu ciało. A wrażenie to zostało jeszcze wzmocnione przy pomocy piżma i kastoreum. W połączeniu z nabierającą w bazie mocy nutą oudu całość sprawia wrażenie agresywnej, a zarazem z klasą. Przy czym końcówka ma już wyraźniej drzewny charakter. Co zawdzięcza obecności drewna sandałowego, cedru i paczuli. A także mirry. Z kolei wątek dymny podbudowany został za pomocą kadzidła. Słodszą stronę zapachu współtworzą natomiast wanilia i bób tonka. Ogółem, baza Al Oudh jest bogata w aromaty, ale też spójna i dużo przyjaźniejsza niż otwarcie tych perfum. Jej ciepły aromat przyjemnie otula nasze ciało.

     Choć wcześniej wspomniałem już o dużej intensywności otwarcia, to jednak chciałbym jeszcze na chwilę wrócić do parametrów użytkowych opisywanego zapachu. Jego projekcja jest bowiem silna nie tylko w pierwszej fazie. W zasadzie przez cały swój żywot Al Oudh nie daje nam zapomnieć o swojej obecności na naszym ciele. Owszem, z czasem jego aromat nieco słabnie, według mnie nadal pozostaje jednak dość łatwy do zidentyfikowania. W parze z dużą mocą idzie zaś bardzo dobra trwałość. Taka na poziomie 10-12 godzin. Musimy jednak pamiętać, że mamy tu do czynienia z wodą perfumowaną.

     A jak prezentuje się flakon recenzowanego dziś pachnidła? W wypadku Al Oudh mamy do czynienia z typowym wzorem stosowanym przez L’Artisan Parfumeur. Buteleczka zaprojektowana jest na planie siedmiokąta i wykonana z częściowo przejrzystego, zielonego szkła. Jej front zdobi minimalistyczna biała etykieta, na której umieszczono nazwę zapachu oraz jego koncentrację wraz z logo marki. Przy czym to ostatnie ma barwę złota, a nie czerni jak pozostałe napisy. Całość uzupełniona została przez wykonaną z plastiku czarną zatyczkę. Taki wzór nie wyróżnia się zanadto na tle konkurencji, nie wygląda też jednak źle.    

     Moim zdaniem w przypadku Al Oudh Bertrand’owi Duchaufour’owi udało się stworzyć pachnidło naprawdę oryginalne. Zdecydowanie wyróżniające się na tle innych perfum oudowych. Ostry przyprawowy początek nadaje mu wyrazistości, która z czasem przyjmuje słodsze, kwiatowe oblicze by pożegnać nam zmysłową, drzewno-żywiczną bazą. Jednocześnie, wątek skórzano-zwierzęcy nadaje całości kolorytu i sprawia, że całość, choć trudna, może wzbudzać zainteresowanie. Bez dwóch zdań, intrygująca, a zarazem bardzo płynna ewolucja jest jedną z najmocniejszych stron Al Oudh. Wydaje mi się natomiast, że aby w pełni cieszyć się aromatem tych perfum, trzeba być miłośnikiem oudu. A ja niestety się do tej grupy nie zaliczam. Doceniam jednak złożoność prezentowanej kompozycji, jej zmienność i spójność. Niewątpliwe, dzieło L’Artisan Parfumeur to zapach, który warto poznać.

Al Oudh
Główne nuty: Oud, Przyprawy, Cywet.
Autor: Bertrand Duchaufour.
Rok produkcji: 2009.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)