Spirito – zielony duszek
Emily Dickinson to amerykańska poetka żyjąca w XIX wieku. Choć za życia napisała ponad dwa tysiące wierszy, sławę zyskała dopiero po śmierci. I to właśnie jej twórczość posłużyła do stworzenia Spirito – czwartych perfum marki Meo Fusciani, jakie mam okazję recenzować. W swoim dziele Giuseppe Imprezzabile starał się zaś przywołać zarówno zielone pola, wśród których żyła Dickinson, jak i specyficzną elegancję jej utworów. To zapach mający oddawać ducha wolności. Brzmi bardzo pięknie, ale jak wszystkie te zapowiedzi mają się do rzeczywistości? Tego dowiecie się z dalszej części niniejszego wpisu. Zapraszam do lektury!
Już chwilę po aplikacji na skórę poczułem, że Spirito raczej przypadną mi do gustu. O ile oczywiście w ich dalszej części nie nastąpi jakaś katastrofa. Zapach otwiera się zielono i wytrawnie. Jest silnie ziołowy. Choć akord ten jest dość monolityczny. Trudno wyróżnić jego poszczególne składowe. Zgodnie ze spisem nut odnajdziemy tu zaś między innymi arcydzięgiel i rumianek. I podejrzewam, że to właśnie pierwszy z nich odpowiedzialny jest za delikatną słodycz, jaką odnajduję w głowie recenzowanej kompozycji. Za jej sprawą całość staje się bardziej przystępna i nie tak surowa. Choć wciąż pozostaje wytrawna. Za co po części odpowiada także obecne w składzie ziarno marchwi. Chciałbym też wspomnieć, że przy pierwszym teście perfum Meo Fusciuni przeszedł mnie nawet dreszcz ekscytacji. Tyle że nie tuż po aplikacji, ale krótką chwilę od momentu, gdy Spirito znalazły się na mojej skórze.
W sercu zapachu wątek ziołowy dalej jest obecny. A w zasadzie nawet spotęgowany poprzez użycie hyzopu. Jednak całość wydała mi się bardziej mroczna. Powoli opuszczamy porośniętą ziołami łąkę, po której spaceruje Emily Diskinson a zapuszczamy się w głąb lasu. Stworzona przez Giuseppe Imprezzabile kompozycja nabiera wyraźnie drzewnego charakteru. Przejście to zapoczątkowane zostaje zaś przez pojawienie się mirtu oraz cyprysa. Drzewne i zielone zarazem, płynnie przeprowadzają Spirito w kolejny etap. Dość zaskakująco, w środkowej fazie kompozycji deklarowana jest także obecność nuty papieru. Mam jednak spory problem, aby ją tu zlokalizować. Przyjmę zatem, że stanowi ona po prostu część akordu drzewnego. A skoro już jesteśmy przy drzewach… Jednym ze składników, które niemal od początku czułem tu bardzo wyraźnie jest gwajakowiec. I to on według mnie odpowiada za mroczniejszy klimat dzieła Meo Fusciuni. Jest dymny i wytrawny. Bardzo męski. Wtóruje mu zaś aromatyczna wetyweria. Oraz nieco słodszy cedr. Zresztą w końcówce Spirito znów nieco wyraźniej czuć słodsze akcenty. W czym niewątpliwie pomagają bób tonka oraz żywica elemi. Całość uzupełniona zaś została niewielką dawką piżma. Nie jest tu ono jednak zbyt dobrze wyczuwalne i służy jedynie jako utrwalacz dla pozostałych nut.
A jak prezentują się walory użytkowe Spirito? Według mnie zupełnie nieźle. Zacznijmy od projekcji. Tę określiłbym jako umiarkowaną. Przez większość czasu zapach pozostaje wyczuwalny w przestrzeni wokół nas. Nie jest jednak ekspansywny. Zatem nikt z naszego otoczenia nie powinien się skarżyć. Do tego dochodzi zaś naprawdę dobra trwałość. Na moim ciele kompozycja włoskiej marki utrzymywała się przez 10 do 12 godzin. A więc praktycznie cały dzień. Należy przy tym pamiętać, że mamy tu jednak do czynienia z wodą perfumowaną.
To może jeszcze parę słów o flakonie recenzowanych perfum. Swoim kształtem nie różni się on od reszty kolekcji Meo Fusciuni. Pękata buteleczka wykonana z półprzeźroczystego, brązowego szkła jest bardzo przyjemna dla oka. Natomiast ciemna, drewniana zatyczka dobrze się z nią komponuje. Uwagę zwraca jednak przede wszystkim etykieta. Czarno-złota. I bardzo elegancka. Powiedziałbym, że nawet trochę niepasująca do charakteru zapachu. Ale to właśnie ona sprawia, że mamy ochotę sięgnąć po Spirito. Natomiast między jej złotymi obramowaniami, w centralnym punkcie, znajdziemy nazwę kompozycji. Nad nią umieszczono oznaczenie producenta, zaś poniżej informację o stężeniu. Design jest bardzo minimalistyczny, ale może się podobać.
Przygotowanie dzisiejszej recenzji sprawiło mi pewien kłopot. Dlaczego? Bo Spirito to perfumy, które mimo dość bezpiecznego (powiedziałbym nawet, że lekko mainstreamowego) charakteru, dość celnie trafiły w mój gust. Zapach jest intrygujący i posiada wyraźną ewolucję. Płynnie przechodzi z ziołowego w drzewny. Jednocześnie, większość jego składowych wydaje mi się niewyczuwalna jako pojedyncze nuty. Oba główne akordy są jakby abstrakcyjne. Niedopowiedziane. Czy to wpływ poezji Emily Dickinson tak natchnął signore Imprezzabile? Ciężko powiedzieć. Wiem natomiast, że zarówno aromatycznie ziołowy początek jak i silnie drzewna końcówka całkiem mi się podobają. A o gustach przecież się nie dyskutuje.
Spirito
Główne nuty: Zioła, Nuty Drzewne.
Autor: Giuseppe Imprezzabile.
Rok produkcji: 2019.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)