Santal Wood – pośród drzew cz. III
Dziś kolejne spotkanie z jedną z najpopularniejszych marek na blogu. I taką, która bardzo lubię. W ofercie Montale znaleźć można bowiem prawdziwe perfumowe perełki jak choćby Red Vetiver i Honey Aoud. Ale czy do tej kategorii zalicza się także bohater niniejszej recenzji? O tym już za chwilę. Na wstępie chciałbym natomiast zaznaczyć, że Santal Wood to zapach, który powstał w 2012 roku i mimo dużej rotacji w portfolio francuskiej marki nadal dostępny jest w jej ofercie. Opisywane jest zaś jako aromatyczna mieszanka pikantnych przypraw oraz szlachetnych nut drzewnych. Przekonajmy się zatem czy rzeczywiście tak jest.
Początek Santal Wood faktycznie jest przyprawowy. Przy czym ja najlepiej wyczuwam w nim czarny pieprz. Jego pikantny aromat nadaje otwarciu wigoru, jednocześnie sprawiając, że głowa kompozycji wydaje się dość świeża. Można by nawet powiedzieć, że sportowa. Wyraźnie czuć w niej coś cytrusowego, choć oficjalnie żadne cytrusy w dziele Montale się nie pojawiają. Odnaleźć w nim można natomiast gałkę muszkatołową oraz kardamon. Podbudowują one orientalny klimat recenzowanych perfum, przy czym ten ostatni zabarwia je także na zielono. Z początku natrafimy też jednak na nieco bardziej wytrawny aromat jałowca. On z kolei sprawia, że pierwsza faza Santal Wood wydaje mi się bardziej męska. Do tego w kompozycji wyczuć można pewne słonawe niuanse, które Fragrantica klasyfikuje jako nutę wody morskiej. Może właśnie stąd skojarzenia z pachnidłami z półki z napisem sport. Tym bardziej, że zdaje mi się także, że czuję tu również liść fiołka.
Jeśli chodzi o tytułowe drewno sandałowe, to pojawia się ono w sercu opisywanego zapachu. Przy czym od razu zaznaczam, że nie mamy tu do czynienia z typowym akordem sandałowca. W dziele Montale jest on nieco bardziej abstrakcyjny. Wzbogacony o inne nuty ulega rozmyciu i wycofuje się do roli tła. Dzięki czemu na pierwszym planie dość wyraźnie czuć moim zdaniem nutę cedru. Wzmacnia on świeżą stronę kompozycji, podkreślając przy tym męski charakter Santal Wood. Temu drugiemu celowi służy też jednak wprowadzona do środkowej fazy recenzowanych perfum paczula. Wspólnie, wspomniane trio tworzy akord drzewny, który dominuje serce prezentowanego pachnidła. Brak tu natomiast charakterystycznej dla sandałowca kremowości. Fakt, że nie pasowałaby ona to sportowego klimatu tego zapachu, jednak jej usunięcie zmusza do postawianie sobie pytania o sens nazwy Santal Wood. Nie wchodząc jednak w dalsze dywagacje na ten temat, chciałbym zauważyć, że w miarę jak mijają kolejne godziny całość zbytnio się nie zmienia. Co prawda w bazie pojawiają się jeszcze mech dębowy (prawie niewyczuwalny), kadzidło frankońskie (nieco więcej dymnych akcentów) oraz szara ambra (wracają słone niuanse), jednak nie za wiele się tu dzieje. Na plus można natomiast zaliczyć fakt, że mimo sporej dawki Iso E Super, dzieło Montale nie razi syntetycznością. Baza wypada dość naturalnie i zgrabnie zamyka kompozycję.
A jak prezentują się parametry użytkowe Santal Wood? Według mnie pod ich względem perfumy te odstają trochę od tego, do czego przyzwyczaiła nas francuska marka. Jeśli chodzi o projekcję, to opisałbym ją jako przeciętną. Albo nawet nieznacznie poniżej. Na pewno nie mamy tu do czynienia z zapachem, który nieustannie przypomina nam o swojej obecności na naszej skórze. Przeciwnie, trzyma się stosunkowo blisko niej. Słabsza moc po części zrekompensowana została jednak dobrą trwałością. Która w moim przypadku wynosiła 9-10 godzin od aplikacji. Zwrócę jednak Waszą uwagę na fakt, że mamy tu do czynienia z wodą perfumowaną.
To może jeszcze standardowo kilka słów o flakonie recenzowanych perfum. Przy czym pod jego względem nie wyróżniają się one specjalnie z oferty Montale. Tak więc przypominająca puszkę ze sprejem buteleczka pokryta jest warstwą złotej farby. W jej górnej części znaleźć zaś możemy oznaczenie producenta i jego logo. Natomiast u podstawy, w czarnej ramce umieszczono nazwę zapachu oraz informację o jego koncentracji. A poniżej pojemność flakonu. Tradycyjnie już, buteleczka nie ma zatyczki, a atomizer zablokowany jest przy pomocy klipsa z logo francuskiej marki.
Według mnie Santal Wood to najmniej montalowskie z perfum Montale, które miałem do tej pory okazję poznać. Zapach nie jest ani niszowy, ani orientalny. A już na pewno nie sandałowy. Blisko mu natomiast do mainstreamowych kompozycji sportowych dla mężczyzn. Nie może zatem dziwić spora liczba porównań do 212 Men Caroliny Herrery. Choć nasz dzisiejszy bohater pachnie trochę inaczej, to jednak generuje podobny klimat. Jest więc rześko, energetyzująco i męsko. Całość nie kipi jednak testosteronem. Ani nie razi sztucznością, jak to ma miejsce w przypadku wielu dzisiejszych premier. Jest tu także trochę zieleni, a do tego czysta, jakby nieco mydlana, piżmowa końcówka. Niby, oprócz braku oryginalności, nie ma na co się skarżyć, jednak powodów do większego zachwytu również brak.
Santal Wood
Główna nuta: Nuty Drzewne, Przyprawy.
Autor: Pierre Montale.
Rok produkcji: 2012.
Moja opinia: Może być. (4/7)