XS pour Homme – w nadmiarze?
Bohater dzisiejszego wpisu – XS pour Homme – to jeden z dużych zapachów lat 90’ XX wieku. Jednak nie na tyle duży, by zyskać miano klasyka. Jego nazwa stanowi zaś swoistą grę słów. XS wymawia się bowiem bardzo podobnie jak excess (ang. nadmiar). Czy zatem znajdziemy tu - charakterystyczne dla okresu, w którym powstawał - przeładowanie składników? A może chodzi o coś jeszcze innego? Oznaczenie XS (ang. extra small) znajdziemy też przecież na metkach w sklepach odzieżowych. Nie podejrzewam jednak, aby włodarze Paco Rabanne chcieli umniejszać rangę swoich perfum. Trzymajmy się zatem wersji z nadmiarem. I przekonajmy się czego w dziele Gérard’a Anthony’ego i Rosendo Mateu jest za dużo.
Początek XS pour Homme jest ostry i raczej nieprzyjemny. Przyprawowo-cytrusowa nuta kolendry została w nim wyeksponowana na pierwszym planie. Do jej podkreślenie posłużyła zaś bergamotka, której gorycz nie jest tu jednak ewidentna. Zapach kręci w nosie. Jest świeży i rześki, ale w jego świeżości jest też coś zauważalnie chemicznego. Momentami kojarzy się bardziej z tanimi odświeżaczami powietrza niż perfumami ekskluzywnej marki haute couture. I to właśnie te syntetyczne akcenty sprawiły, że otwarcie XS nie zrobiło na mnie dobrego wrażenie. Warto by jednak dodać, że negatywne emocje tonuje trochę obecność w głowie kompozycji dzikiej mięty. Przynosi ona przyjemny efekt chłodu, niwelując przynajmniej część z chemicznego początku recenzowanych dziś perfum.
Na szczęście serce zapachu jest już wyraźnie lepsze niż jego otwarcie. Dzieje się tak przede wszystkim za sprawą drzewnej nuty jałowca. Nadaje ona XS pour Homme bardziej wytrawnego i męskiego charakteru. Osobiście bardzo lubię aromat jałowca a perfumy, w których się on pojawia prawie zawsze mogą liczyć u mnie na mały plusik. Co ciekawe, w przypadku recenzowanego dziś zapachu, wyżej wymieniona nuta dużo lepiej uwidacznia się na mojej skórze niż na blotterze. Jest to kolejny dowód na to, że perfumy powinno się zawsze przetestować na samym sobie zanim pozwolimy pani w drogerii wcisnąć nam je do koszyka. W środkowej fazie XS pojawia się też jeszcze jeden wątek. Kwiatowy. Został on zbudowany przede wszystkim w oparciu o geranium, nie mogę jednak całkowicie wykluczyć obecności jeszcze innych kwiatów. Ich słodycz pogłębia kompozycje i nadaje jej przyjemnego, ciepłego odcienia. Początkowa szorstkość zostaje tu znacząco złagodzona. Ten kierunek zachowany został także w bazie XS pour Homme. W dużej mierze odpowiedzialne jest za to pojawiające się na tym etapie piżmo, które w dziele Anthony’ego i Mateu ma w sobie coś jakby mydlanego. Ciepłe i miękkie tony są też jednak efektem zastosowania olejku z drewna sandałowego. O męskich charakterze XS przypominają natomiast cedr i mech dębowy.
Po przeanalizowaniu walorów użytkowych XS pour Homme stwierdzić muszę, że choć szału nie ma, to kompozycja się broni. Mimo, iż sama w sobie nie jest ona wybitnie mocna, to jednak jej aromat jest bardzo wyrazisty. Bez większego trudu można go więc wyczuć w powietrzu wokół użytkownika. Dopiero z czasem XS zaczyna układać się bliżej skóry. Natomiast okres przez jaki się na niej utrzymuje uznaję za całkowicie zadowalający. W moim przypadku wynosił on każdorazowo pomiędzy 6 a 8 godzin. Od wody toaletowej więcej zaś wymagać nie należy.
Zanim przejdę do konkluzji niniejszego wpisu, chciałbym jeszcze przyjrzeć się flakonowi XS. Choć sam w sobie nie prezentuje się on szczególnie okazale, dwie rzeczy przykuły moją uwagę. Pierwszą z nich jest czcionka, którą wypisano nazwę tych perfum. A w zasadzie jej rozmiar. Tej wielkości X i S wykaligrafowane na przedniej ściance flakonu gwarantują, że nazwa rzuci się w oczy i wyryje w pamięci. Drugim elementem, który zasługuje na wyróżnienie jest sposób w jaki otwierają się te perfumy. Zamontowana na zawiasie srebrna zatyczka niemal natychmiast nasuwa bowiem skojarzenia z zapalniczką do papierosów. Takie rozwiązanie może się podobać. Cały wzór jest jednak raczej przeciętny.
Podsumowując, chciałbym stwierdzić, że XS pour Homme nie jest ani zapachem wybitnie dobrym ani wybitnie złym. Plasuje się niemal dokładnie pośrodku mojej skali. Posiada przeciętny początek, ciekawsze i delikatniejsze serce oraz solidną, ale nudną bazę. Trochę przypomina mi Cool Water Davidoff’a. Od dzieła Pierre’a Bourdon’a różni się jednak większą ilością zieleni, zauważalną zwłaszcza w początkowej fazie kompozycji. Przeglądając informacje o XS trafiłem też na pewną bardzo ciekawą opinię. Otóż przeczytałem gdzieś, że - jak przystało na perfumy stworzone w latach 90’ XX – zapach ten jest wyraźnie gorszy od większości tego, co powstało w latach 80’ i zauważalnie lepszy od większości tego, co powstało po roku 2000. I chyba rzeczywiście trochę tak jest. Jeżeli więc szukacie dla siebie bezpiecznych perfum w klimacie zbliżonym do fougère to XS pour Homme może okazać się dla Was strzałem w dziesiątkę.
XS pour Homme
Główne nuty: Cytrusy, Nuty drzewne.
Autor: Gérard Anthony, Rosendo Mateu.
Rok produkcji: 1993.
Moja opinia: Może być. (4/7)