A*Men – zielone kakao

     Thierry Mugler wydaje mi się marką trochę niedocenianą. Przynajmniej w Polsce. Do tej pory miałem okazję testować dwa zapachy z logo TM (Mugler Cologne i Alien) i oba zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie. Nadszedł zatem czas by sięgnąć po najbardziej znaną męską kompozycję Mugler’a. Zanim jednak przejdę do recenzji A*Men chciałbym napisać kilka słów o Angel. Bowiem to właśnie ich męskim odpowiednikiem są opisywane dziś perfumy. Angel powstały w 1992 i zapoczątkowały trend na zapachy gourmand. Ich czekoladowo-karmelowy aromat nie przypominał niczego, co do tej pory pojawiło się w perfumerii. Kobiety oszalały na ich punkcie. Idąc za ciosem, w 4 lata później Thierry Mugler zdecydował się stworzyć męską wersję Anioła. I choć obie kompozycje utrzymane są w podobnym klimacie (nawet nazwy mają podobne, religijne konotacje), da się zauważyć kilka różnic. Jak zatem pachnie A*Men? Tego dowiecie się z mojej dzisiejszej recenzji.  

A*Men

     Początek zapachu jest dziwny i z powodzeniem może uchodzić za niszowy. Muszę przyznać, że trochę mnie odrzucił. Stanowi nietypowe połączenie nut zielono-cytrusowych i kakao. W A*Men cytrusy obecne są przede wszystkim pod postacią bergamotki. Świeżej, cierpkiej i energetyzującej. Dodatkowo odkręconej za pomocą kolendry. Jest też sporo soczystej zieleni. Powiedziałbym nawet, że takiej jakby jadowitej. Ten efekt wywołany został przy pomocy helonialu – aldehydu posiadającego kwiatowo-ziołowy aromat. A skoro już mowa o ziołach, to ich w głowie A*Men również nie brakuje. Choć mniej wyczuwalne, w początkowej fazie kompozycji pojawiają się jeszcze lawenda oraz mięta pieprzowa. Od samego początku czuć też budującą serce kompozycji nutę kakao. W rezultacie dzieło  Huclier’a sprawia wrażenie przeładowanego i nieokrzesanego. Jeśli jednak spojrzeć na pełen spis nut to powyższy wniosek nie powinien specjalnie dziwić.

A*Men

     Dopiero po około 5-10 minutach od aplikacji A*Men zaczyna układać się na skórze i nabierać kształtu. Zielono-cytrusowa nuta trzyma się jednak jeszcze przez dłuższy czas. Mimo to kompozycja wygadza się i łagodnieje. Pozostaje natomiast dysonansowa. Na tym etapie mam wrażenie jakby ktoś nałożył na siebie dwa zupełnie różne zapachy (co notabene nie zawsze musi dawać negatywny efekt). Zapach mocno skręca w rejony gourmand. Ujawniać się zaczyna delikatny aromat karmelu. Towarzyszy mu zaś nieco bardziej wyrazista nuta świeżo palonej kawy. Aby uniknąć całkowitego popadnięcia w kulinarne klimaty Huclier przeciwstawił im akord zbudowany w oparciu o paczulę i smołę brzozową. I o ile paczula pachnie tu dość naturalnie (żeby nie powiedzieć naturalistycznie) to przypominający woń palonej gumy zapach smoły brzozowej nie każdemu przypadnie do gustu. Mi zdecydowanie nie leży. Prawdziwa czekolada uwalnia się zaś dopiero po około 5-6 godzinach. I dopiero wtedy A*Man zaczyna trochę bardziej do mnie przemawiać. Robi się gęsty i ciemny. Słodszy za sprawą wanilii oraz bobu tonka. Niestety jest też dość syntetyczny, co może być spowodowane zastosowaniem jako utrwalacza niezbyt wysokiej jakości piżma.

     A*Men to perfumy obdarzone mocarną projekcją. Niemal zwalają z nóg. Podobno czuć je było na klatce schodowej jeszcze dobre poł godziny po tym jak wyszedłem z domu. Należy więc wyjątkowo uważać, aby nie przesadzić z obfitością aplikacji. Szczególnie osobom w naszym otoczeniu mogłoby się to nie spodobać. Ponadto, zapach jest też bardzo trwały. W moim przypadku kompozycja ta utrzymywał się na ciele przez 14-16 godzin. Przetrwała nawet prysznic!

A*Men

     Flakon recenzowanych dziś perfum dostępny jest w dwóch wariantach. Pierwszy, srebrny i metalowy zainspirowany został jednym z ulubionych komiksowych bohaterów Thierry’ego Mugler’a – Srebrnym Surferem. Podobną postać można zresztą zobaczyć na plakatach reklamujących A*Men. Drugi natomiast jest czarny i posiada gumową warstwę ochronną. Zapobiega ona wyślizgnięciu się buteleczki z ręki. W obu wersjach na przedniej ściance znajduje się zaś pięcioramienna gwiazda wykonana z niebieskiego szkła. Dzięki niej flakon zyskuje unikatowy wygląd. Być może stanowi ona także kolejne nawiązanie do kosmicznych przygód Norrin’a Radd’a.

     Podczas testów A*Men kilkakrotnie usłyszałem, że ciekawie pachnę. Mnie kompozycja Mugler'a jednak do siebie nie przekonała. Jest zbyt kontrastowa. I chaotyczna. A także krzykliwa ponad moje standardy. Mam też zastrzeżenia co do naturalności zapachu. Muszę jednak pochwalić odważne podejście do tematu gourmand. Na obronę mogę też napisać, że A*Men niewątpliwie zwraca uwagę otoczenia, a przecież o to właśnie chodzi w perfumach. Nie wiem tylko czy akurat na takiej atencji by mi zależało. I pomimo, iż w moim odczuciu nie są to dobre perfumy, to przez chwilę zastanawiałem się nawet czy nie przyznać im oceny Warto poznać. Ostatecznie uznałem jednak, że nie byłoby to właściwe.        

A*Men

A*Men
Główne nuty: Cytrusy, Kakao.
Autor: Jacques Huclier.
Rok produkcji: 1996.
Moja opinia:  Nie polecam. (3/7)