Paco Rabanne pour homme – gdy zgubisz się w lesie
Zapachy zielone nie należą do mojej ulubionej kategorii, niemniej na blogu pojawiło się już kilka, które trafiły w mój gust. Przekładem takich perfum mogą być między innymi English Fern od Penhaligon’s i Armani - Eau de Cèdre. Czy do tej grupy dołączy także bohater dzisiejszego wpisu - Paco Rabanne pour homme? Kompozycja ta niewątpliwie zredefiniowała koncepcję zapachu fougère i zastanawiałem się nawet czy nie zaprezentować jej w ramach cyklu Uwaga, klasyk! Ostatecznie uznałem jednak, że jej obecna, niewielka popularność nie uzasadniałaby takiej decyzji. Nie zmienia to jednak faktu, że już od dłuższego czasu chciałem poznać dzieło Jean’a Martel’a, zaś dziś na blogu mam okazję podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami z czterodniowych testów Paco Rabanne pour homme.
Jedną z cech charakterystycznych recenzowanych dziś perfum jest brak cytrusów w głowie zapachu. Co ciekawe, ja mimo to wyczuwam w nich pewne kwaskowe niuanse, zresztą wydaje mi się, że bergamotka dobrze by tu pasowała. Niemniej początek Paco Rabanne pour homme jest jasnozielony i silnie ziołowy. wyraźnie czuć cierpki aromat rozmarynu, któremu wtóruje wawrzyn. Pojawia się także lekko apteczna woń szałwii muszkatołowej. Ogólne wrażenie jest takie, że w swoim otwarciu zapachu jest czysty, elegancki i dość męski w odbiorze. Brakuje mu jednak trochę soczystości. Na tym etapie aromat jest raczej wytrawny. Delikatnej słodyczy dodaje mu natomiast występujące w składzie drewno różane. Jego obecność jest o tyle intrygująca, że nuty drzewne rzadko pojawiają się w głowach perfum, stanowiąc zazwyczaj element akordu bazowego.
Po pewnym czasie swoja rolę coraz mocniej zaczyna zaznaczać geranium. Zostało ono wykorzystane do jeszcze silniejszego podkreślenia męskiego charakteru Paco Rabanne pour homme. Duet z nim tworzy zaś lawenda. I to ona w moim odczuciu w dużej mierze odpowiada za retro klimat tych perfum. Jest czysta i jakby pościelowa. Jej aromat nasuwa skojarzenia ze świeżo zasłanym łóżkiem. Całość natomiast momentami wydaje mi się trochę podobna do Grey Flannel Geoffrey’a Beene’a. Paco Rabanne pour homme ma w sobie ten specyficzny element, który mi kojarzy się z młodym, zielonym groszkiem. Tu jest on jednak znacznie subtelniejszy. Bardzo ważną rolę w recenzowanym dziś zapachu odgrywa także tworzący jego bazę mech dębowy. Jego woń jest zielona i jakby szorstka. Podobnie jak lawenda również i on dodaje kompozycji nieco staromodnego charakteru. Nie można jednak zaprzeczyć, że wprowadza on do omawianych perfum kolejny męski pierwiastek. W Paco Rabanne pour homme obecne są więc aromaty, na które natrafić może zagubiony w lesie wędrowiec: woń ziół, mchu i żywicy, obecnej tu pod postacią ambry. Jest nawet nutka miodu. Do tego obrazu nie pasuje jedynie wspomniane już geranium. Do stworzonej przez Jean’a Martel’a kompozycji zapachowej jego woń pasuje jednak doskonale. Jeśli zaś chodzi o zapoczątkowany przez drewno różane słodszy i sensualny wątek kompozycji to w bazie kontynuowany jest on za sprawą bobu tonka oraz piżma. Całość tworzy zaś spójną i ciekawą koncepcję.
Paco Rabanne pour homme posiada bardzo przyjemną, wyraźną projekcję. Pod tym względem kompozycja absolutnie nie odbiega od panujących obecnie standardów. Przez pierwsze 2-3 godziny naprawdę łatwo można wyczuć te perfumy na sobie. Trochę gorzej jest za to z ich trwałością. 6-7 godzin to dla wody toaletowej całkiem przyzwoity wynik, mimo to ja spodziewałem się jeszcze trochę więcej.
Od początku było dla mnie oczywiste, że flakon Paco Rabanne pour homme musi być zielony. Inny kolor po prostu by tu nie pasował. Swoim kształtem przypomina on natomiast męski tors, co dodatkowo wskazuje komu dedykowana jest ta kompozycja. Nie jestem jednak zwolennikiem perfum, które nie posiadają zatyczki i których atomizer jest trwale odsłonięty. Zawsze wydaje mi się, że może się on samoistnie aktywować, choćby w podróży, jeśli flakon nie został należycie zapakowany i zabezpieczony w kosmetyczce.
Paco Rabanne pour homme to niewątpliwie zapach zielony i w starym stylu. Okazał się jednak łagodniejszy niż się spodziewałem. Doceniam zarówno jego męski charakter, jak i nieco subtelniejsze, zmysłowe niuanse. Wydaje mi się również, że przyznana mu w 1975 roku nagroda FiFi w kategorii Męski zapach roku była jak najbardziej zasłużona. Niemniej, dzisiaj perfumy te są już trochę zapomniane i nie cieszą się tak wielką popularnością. Młodym raczej nie przypadną do gustu. Miejsce w historii mają jednak zapewnione. Warto też chyba dodać, że marka Paco Rabanne drugi raz tak duży wpływ na rynek męskich perfum wywrze dopiero w 2008 roku przy okazji premiery 1 Million. To już jednak odrębna olfaktoryczna historia…
Paco Rabanne pour homme
Główne nuty: Lawenda, Mech dębowy.
Autor: Jean Martel.
Rok produkcji: 1973.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)