Agar i Piżmo

View Original

Uwaga, klasyk! - Kenzo pour Homme

     Lata 90’ XX wieku to okres, w którym powstało wiele kultowych zapachów. Wystarczy wskazać chociażby na takie dzieła jak Le Male od Jean-Paula Gaultier autorstwa Francisa Kurkdjian’a, Eternity for Men marki Calvin Klein czy prowokacyjnie różowy Joop! Homme (ten ostatni powstał w zasadzie pod koniec lat 80', ale szczyt jego popularności przypadł już na wspomnianą wyżej dekadę). Również w tym okresie na rynku zadebiutował bohater dzisiejszego wpisu Kenzo pour Homme – kompozycja o tyle przełomowa, że jako jedna z pierwszych eksplorowała pomijany dotychczas przez perfumiarzy obszar nut morskich. Od razu muszę też dodać, że zapach ten należy do moich ulubionych perfum tamtej dekady. I choć od 1991 roku minęło już ćwierć wieku nie stracił on nic ze swojej aktualności i popularności pozostając pachnidłem niezwykle uniwersalnym.

     Już na wstępie Kenzo pour Homme serwuje nam niezwykłą mieszankę akordów: morskiego i leśnego. Ważną rolę odgrywają w tym wypadku nuty ozonu i jodu, które wnoszą do zapachu dużo świeżości. Aby dodatkowo zintensyfikować ten efekt w głowie tych perfum zastosowano także aromaty bergamotki oraz - zbliżonego wonią do anyżu - kopru włoskiego.  Przez pierwsze kilka sekund dość wyraźnie wyczuwam też alkohol, co nieco przeszkadza w odbiorze tej kompozycji. Muszę też wspomnieć, że po reformulacji otwarcie Kenzo pour Homme nie jest już tak intensywne jak kiedyś, zostało zaś dostosowane do obowiązujących dziś standardów. Wciąż pozostaje jednak niezwykle intrygujące i pozwala z niecierpliwością czekać na dalszy rozwój zapachu.

     Serce perfum ma stricte ziołowo-przyprawowy charakter. Znaleźć w nim możemy między innymi goździki, gałkę muszkatołową oraz geranium, którego cytrynowo-różany aromat tworzy pomost między nutami głowy a obecną fazą zapachu. Nie bez znaczenia jest też obecność szałwii, której woń - pikantna i orzeźwiająca zarazem nadaje kompozycji charakteru. Stwarza też efekt chłodu, jak gdybyśmy w deszczowy dzień na własnej skórze poczuli wiejąca od morza bryzę. Etapem, który w Kenzo pour Homme podoba mi się najbardziej jest jednak baza. Tutaj w pełni widoczne są już wspomniane przez mnie wcześniej nuty leśne. Sosna, jodła balsamiczna i cedr przenoszą nas wprost na skraj lasu na jednej z japońskich wysp, zaś aksamitny i mleczny sandałowiec pozwala wyciszyć się i uspokoić. W bazie obecne są także wetyweria, irys i labdanum, zaś do utrwalenia kompozycji posłużyły ambra i piżmo. Najważniejszą rolę odgrywa tu jednak moim zdaniem mech. W swojej kompozycji Christian Mathieu połączył mech dębowy z paczulą tworząc fascynujący i aromatyczny akord, który po cichu gaśnie na skórze. I znów moje skojarzenia biegną w kierunku wysokiego, porośniętego lasem klifu, o który z impetem rozbijają się morskie fale roztaczając w powietrzu dobrze nam wszystkim znaną woń. Chciałbym w tym miejscu zaznaczyć, że Kenzo pour Homme nie był historycznie pierwszym zapachem, w którym podjęto próbę odzwierciedlenia nut morskich, trzy lata wcześniej z tematem tym zmierzył się bowiem Aramis promując zapach New West. Omawiane perfumy okazały się jednak znacznie odważniejsze, silniej zanurzając się w głębię oceanu.

     Jeżeli chodzi o moc to Kenzo pour Homme jest zapachem bardzo stonowanym i bliskoskórnym. Trochę szkoda, bo uważam, że silniejsza projekcja przekładałaby się bezpośrednio na spotęgowanie chłodzącego efektu tych perfum, jednak autor nie zdecydował się na taki krok. W kwestii trwałości nie mogę im natomiast nic zarzucić. Ich aromat utrzymuje się na ciele przez 5 do 7 godzin, co stanowi bardzo przyzwoity wynik biorąc pod uwagę, że jest to woda toaletowa.

     Flakon, w który opakowany jest Kenzo pour Homme to moim zdaniem prawdziwy majstersztyk. Granatowe szkło w naturalny sposób kojarzy się z ciemną tonią oceanu. Natomiast kształt, pomimo dokonanych w nim zmian, odwzorowywać ma pień występującego w południowych Chinach i Wietnamie niebieskiego bambusa chungi. Wcześniejszy wygląd flakonu znaleźć można na grafice u dołu strony. Muszę też dodać, że jest on bardzo poręczny i wygodny w użyciu.

     Pomimo swojej względnej popularności Kenzo pour Homme pozostaje chyba zapachem trochę niedocenianym.  W moim odczuciu niesłusznie, gdyż jest on niezwykle orzeźwiający, zwłaszcza w początkowej fazie, z bardzo bogatą drzewną bazą. Choć do motywu marynistycznej świeżości swoją nazwą nawiązuje także starszy o rok Cool Water Davidoff’a to jednak działo Mathieu jest kompozycją głębszą i mocniej zakorzenioną w morskim klimacie podczas, gdy w Cool Water wyraźniej zaakcentowane zostały nuty cytrusowe. Pod pewnymi względami Kenzo pour Homme kojarzy mi się również z Turquoise z dedykowanej kamieniom szlachetnym kolekcji Olivier’a Durbano. Skojarzenie to jest jednak dość dalekie i na pewno nie nazwałbym tych zapachów podobnymi. Podsumowując, w moim odczuciu Kenzo pour Homme to perfumy dla mężczyzny w każdym wieku, stanowiące doskonały wybór zwłaszcza na letnie dni. 

Kenzo pour Homme
Główne nuty: Morskie.
Autor: Christian Mathieu.
Rok produkcji: 1991.
Moja opinia:  Polecam. (6/7)