New West for Him – Ahoj, przygodo!
Aramis nie należy do marek o dużej popularności w Polsce. A perfum z jej logo próżno szukać na półkach sieciowych perfumerii. Za oceanem sytuacja wygląda jednak zgoła odmiennie. Tam Aramis cieszy się zasłużoną renomą. Dlatego też postanowiłem przybliżyć czytelnikom kolejny zapach amerykańskiego producenta. Mój wybór padł natomiast na New West for Him. Kompozycja ta powstała w 1988 roku i zaliczana jest do prekursorów, bardzo modnego na początku lat 90’ XX wieku, trendu na perfumy morskie. Jej autorem jest zaś Yves Tanguy. Przekonajmy się zatem jak w wykonaniu Francuza pachnie przygoda na pełnym morzu.
New West for Him posiada ostry i nieprzyjemny początek. Jest on morski, ale też jakby detergentowy. Kojarzy się trochę z odświeżaczami powietrza o zapachu oceanicznej bryzy. Bez problemu uświadomić sobie można obecność aromamolekuły Calone w składzie. A użyto jej tu w obfitości. Te perfumy to zresztą jedne z pierwszych, gdzie znalazła ona zastosowanie. Jej świeżość jest tu olbrzymia, choć kompozycja pachnie nieco chemicznie. Użyta w jej głowie bergamotka podkreśla charakter zapachu, ale to nie cytrusy biorą na siebie odpowiedzialność za jego świeży styl. Ani obecna na tym etapie New West mięta. Efekt ten jest wynikiem pomieszania aldehydów i nut morskich. I choć początkowo nieprzyjemny, determinuje on kierunek, w jakim w swoim dziele poszedł Yves Tanguy. Zresztą syntetyczny wstęp znika już po około 10 sekundach. A po nim następuje wątek drzewny. Nie można też mieć wątpliwości co do męskiego charakteru kompozycji, który podkreślony został jeszcze poprzez użycie geranium.
Chwilę po aplikacji New West for Him zmienia swoje oblicze. Na scenę wychodzi zaś sosna. A wraz z nią cała plejada innych składników. Takie bogactwo nut jest zresztą charakterystyczne dla lat 80’ XX wieku, w których wciąż głęboko zakorzenione są te perfumy. Oprócz silnie drzewnego i zielonego aromatu wspomnianej sosny znajdziemy tu więc między innymi klasyczne połączenie lawendy i szałwii oraz dymną i suchą woń jałowca. A to wszystko doprawione sporą ilością przypraw, w tym rozmarynem, oregano, gałką muszkatołową i liściem laurowym. Zapach ani na moment nie wpada jednak w orientalne klimaty. A to właśnie za sprawą przewodniego motywu świeżości, o którym pisałem w poprzednim akapicie. Przyprawy pogłębiają jednak i wzbogacają jego aromat. A do wyczuwalnej w sercu woni iglaków w bazie dołączają kolejne nuty drzewne. Przede wszystkim mech dębowy, który według mnie pasuje tu naprawdę dobrze. Obok nie go pojawia się zaś ostrzejsza paczula oraz łagodzące jej ziemisty charakter drewno sandałowe. Nie mogło też zabraknąć cedru. Całość uzupełniona zaś została obecnością piżma. I muszę przyznać, że mieszanka ta pachnie naprawdę nieźle, nawet jeśli to nie do końca mój klimat.
To teraz przyjrzyjmy się parametrom użytkowym New West for Him. Pod tym względem zapachowi zdecydowanie bliżej jest do lat 80’ niż 90’. Kompozycja ta posiada naprawdę dobrą projekcję. Podczas testów zawsze bardzo wyraźnie wyczuwałem ją na sobie. Jej moc jest olbrzymia. A trwałość jest tylko nieznacznie gorsza. Po aplikacji na skórę perfumy te utrzymują się na niej przez dobre 8-10 godzin. A przecież mamy tu do czynienia z wodą toaletową. Rezultat ten musi więc budzić uznanie.
A jak prezentuje się flakon recenzowanego dziś zapachu? Według mnie całkiem nieźle. Na pierwszy rzut oka widać tu marynistyczne nawiązania. Przede wszystkim poprzez kolorystykę. Połączenie dominującej bieli i niebieskiego silnie kojarzy się z marynarskim mundurkiem. W zasadzie na etykiecie widać nawet trójkątne wcięcie kołnierzyka. Pod innymi względami buteleczka nie różni się jednak od pozostałych kompozycji w serii Aramis Gentleman’s Collection. Jest więc przeźroczysta i posiada łukowate wykończenie. Oraz przyciągającą wzrok srebrną zatyczkę. Wypełnia ją zaś jasnożółta ciecz.
Podsumowując, chciałbym stwierdzić, że New West for Him to zapach, który okazał się dla mnie dość pozytywnym zaskoczeniem. Nawet jeśli nie do końca trafił w mój gust. Płynnie przechodzi on od orzeźwiających nut morskich do zielonego i drzewnego aromatu sosny. W efekcie daje niewątpliwe i długotrwałe poczucie świeżości oraz męskości. To spory plus. Do tego kompozycja jest też bardzo spójna. Wszystkie obecne tu składniki użyte zostały w jednym celu. By przyjemnie odświeżać. I jedynie z początku jest z tym mały problem. Im dalej tym jest jednak lepiej. Niemniej, nie da się nie zauważyć posiadanych przez te perfumy retro konotacji. Czuć, że New West powstał na przełomie dekad. Czerpie zarówno z dorobku lat 80’ XX wieku jak i eksploruje trendy rozpowszechnione dopiero w latach 90’. Dlatego uważam ten zapach za naprawdę ciekawy i wart poznania.
New West for Him
Główna nuta: Nuty Morskie.
Autor: Yves Tanguy.
Rok produkcji: 1988.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)