Musk – różany rogacz
W ostatnim czasie jakoś chętniej sięgam po perfumy włoskich marek. A na dziś przygotowałem recenzję Musk autorstwa Lorenzo Villoresi’ego. Jeśli chodzi o zapachy piżmowe, to nie należą one do mojej ulubionej grupy, od czasu do czasu jakiś jednak testuję. Może w końcu trafię na taki, który w pełni mnie do siebie przekona. Poza tym trzeba wychodzić ze swojej strefy komfortu. Dodatkowo, w przypadku naszego dzisiejszego bohatera, do recenzji zachęciły mnie bardzo pozytywne opinie innych blogerów. Zwróciłem także uwagę na opis na oficjalnej stronie marki określający Musk jako kompozycję uwodzicielską oraz hippisowską. Może więc być naprawdę ciekawie.
Zacznę może od tego, że recenzowany dziś zapach od początku jest bardzo wyrazisty. Czuć przewodnią nutę piżma, ale i sporo kwiatowych akcentów. Sama głowa tych perfum zbudowana jest jednak w oparciu o kilka innych nut. I tak, oprócz wspomnianych kwiatów znajdziemy tu także odrobinę galbanum. Za jego sprawą otwarcie Musk jest nieco cierpkie. Ma w sobie też pewien ładunek zieleni, który uwidacznia się bliżej środkowej fazy opisywanego pachnidła. W ten klimat po części wpisuje się także kardamon. Przy czym jego obecność nadaje dziełu Villoresi’ego nieco więcej jedwabistości. Która jest w moim odczuciu jedną z sygnaturowych cech tej kompozycji. Ponadto, jej głowa rozjaśniona została przy pomocy cytrusowego aromatu bergamotki. Całość zwraca uwagę a jednocześnie sprawia, iż ciekawi mnie jaki będzie dalszy rozwój tych perfum.
W sercu Musk akord kwiatowy przybiera bardziej konkretny kształt. Na pierwszy plan wybija się róża. Dorodna i słodka, choć w jej aromacie da się wyczuć również pewne gorzkawe niuanse. Przybliża ona prezentowany zapach do pachnideł oferowanych na Bliskim Wschodzie. Kompozycja ma w sobie coś arabskiego. Nie jest jednak ciężka ani zawiesista. I jest to coś, co wyróżnia dzieło Lorenzo Villoresi’ego na tle innych, podobnych zapachów. Mimo intensywnego aromatu, całość pozostaje jasna i raczej przestrzenna. Zaś co do wspomnianych zielonych niuansów, to w środkowej fazie Musk zostały one podtrzymane przy pomocy geranium. Jego wytrawniejszy aromat, zawierający w sobie również pewne cytrusowe akcenty, balansuje słodycz róży. Wprowadza do kompozycji jakiś męski pierwiastek. Otwiera też drogę dla budujących bazę recenzowanego pachnidła nut drzewnych. Zanim jednak przejmą one władzę, na pierwszy plan wysuwa się tytułowe piżmo. Słodkie i tylko w niewielkim stopniu fekalne. Za to bardzo aksamitne. Przypomina mi o, zauważonym już w fazie głowy, kremowym charakterze kompozycji. Sprawia, że wydaje się ona jakby otulająca. Efekt ten podbudowano zaś jeszcze przy pomocy miękkiego drewna sandałowego. Natomiast drewno różane służy do przedłużenia wątku… cóż, różanego. W końcówce odnajdziemy też nieco ciepłych aromatów ambry i wanilii. A także mech dębowy, który z kolei przypomina nam o męskiej i zielonej stronie Musk.
Choć w zasadzie wyżej wspomniałem już o intensywnym aromacie recenzowanych perfum, to jednak poświećmy jeszcze chwilę jego parametrom użytkowym. To prawda, że Musk posiada silną projekcję, nie jest ona jednak przesadna. Zapach nie jest duszący, nie wywołuje też bólu głowy. Jego moc wydaje się wręcz starannie wyważona. A jeśli zestawić ją ze świetną trwałością, to tym bardziej powodów do narzekań brak. Kompozycja trzyma się skóry przez dobre 9-11 godzin. A trzeba Wam przy tym wiedzieć, że mamy tu do czynienia z wodą toaletową.
Przyjrzyjmy się też flakonowi opisywanej kompozycji. Jest to standardowy wzór stosowany przez Lorenzo Villoresi’ego. Butelka wykonana jest z ciemnoniebieskiego szkła i osadzona na podstawie w kształcie sześciokąta foremnego. Na jej froncie widnieje zaś granatowa, tym razem ośmiokątna, etykieta. Na której białymi zgłoskami wypisano nazwę zapachu, jego koncentrację oraz markę i siedzibę producenta. Całość uzupełniona zaś została o srebrną zatyczkę. Efekt jest przyjemny dla oka, choć niezbyt pasuje do aromatu zamkniętej wewnątrz flakonu cieczy.
W Musk Lorenzo Villoresi po raz kolejny zaskakuje. Spodziewałem się, że Włoch osadzi piżmo w otoczce z przypraw, w szczególności wanilii. Tymczasem w zapachu ważną role odgrywają kwiaty. Wcale nie przesuwają one jednak Musk w stronę pachnideł zarezerwowanych dla kobiet. Kompozycji udaje się bowiem zachować uniwersalny charakter. Muszę jednak przyznać, że jej aromat nie do końca trafia w mój gust. Niemniej, zarówno samą koncepcję jak i jej wykonanie uważam za ciekawe. Siostra moje dziewczyny określiła nawet te perfumy jako szalenie nietuzinkowe. I coś w tym jest. Stąd zachęcam Was, abyście sami wyrobili sobie opinię na ich temat. Chciałem też wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy. W Internecie natrafiłem na kilka recenzji Musk. Przy czym ta opublikowana na Now Smell This naprawdę mnie zaskoczyła. Opisane w niej wrażenia niemal w 100% pokrywają się bowiem z moimi. Marlen także wskazuję na ciepły i zmysłowy charakter zapachu, zwracając zarazem uwagę na jego unikatowość. Może zatem ktoś z Was skusi się, by zamówić próbkę? Ciekaw jestem Waszych odczuć.
Musk
Główne nuty: Róża, Piżmo.
Autor: Lorenzo Villoresi.
Rok produkcji: 1995.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)