Agar i Piżmo

View Original

Lorenzo Villoresi – bogactwo i natura

     Ostatnio uświadomiłem sobie, że spośród sześciu marek, które do tej pory przedstawiłem na blogu aż pięć jest francuskich (Atelier Cologne, Montale, diptyque, Annick Goutal i Serge Lutens). W tym gronie rodzynkiem pozostaje jedynie amerykańska Aedes de Venustas. Postanowiłem zatem trochę wyrównać tę dysproporcję. Dziś na Agar i Piżmo mam przyjemność zaprezentować markę Lorenzo Villoresi, stworzoną przez włoskiego mistrza perfumiarstwa Lorenzo Villoresi’ego. Do tej pory na blogu pojawiły się dwie kompozycje z tym logo, z których zwłaszcza Piper Nigrum wzbudził mój prawdziwy zachwyt. W swojej ofercie Włoch ma jednak znacznie więcej intrygujących zapachów. Zapraszam do zapoznania się z krótką charakterystyką zbudowanego przez niego domu perfumeryjnego. 

     Choć marka Lorenzo Villoresi oficjalnie powstała w maju 1990 roku, jej właściwa historia zaczyna się trochę wcześniej. Cofnijmy się zatem do roku 1981. To wtedy Włoch odbył swoją pierwszą podróż na Bliski Wschód i zachwycił się aromatami, które odnaleźć można na tamtejszych bazarach i ulicach. Ta początkowa fascynacja z czasem przerodziła się w coś poważniejszego. Villoresi zaczął eksperymentować z destylacją wonnych olejków i komponowaniem pierwszych zapachów, a także świec aromatycznych. Początkowo tylko dla siebie i swoich bliskich. Wraz z upływem czasu o jego dzieła, przygotowywane wówczas pod szyldem Atelier Perfume, zaczęły pytać najpierw włoskie a potem także zagraniczne marki odzieżowe. Decyzja o zarejestrowaniu biznesu pod nazwą Lorenzo Villoresi zapadła jednak dopiero we wspomnianym 1990 roku, kiedy to Fendi złożyło u Włocha potężne zamówienie na aromaty do pomieszczeń, potpourri i świece zapachowe. Aby móc podołać zadaniu, działalność Villoresi’ego musiała przyjąć bardziej komercyjny wymiar. Zaledwie dwa lata po tym wydarzeniu światło dzienne ujrzały zaś pierwsze pełnoprawne perfumy marki – Uomo. Wkrótce po nich pojawiła się zaś Donna. Na kolejne kompozycje nie trzeba było już długo czekać.

     Tworzone przez Lorenzo Villoresi’ego zapachy posiadają dwie cechy charakterystyczne. Pierwszą z nich jest wysoki stopień złożoności kompozycji. Ich aromaty są bogate i niemal zawsze zawierają w sobie więcej niż wskazywałaby na to ich nazwa. Zwracałem na to uwagę choćby w recenzji Sandalo. Drugim sygnaturowym elementem perfum włoskiej marki jest bardzo wysoka jakość zastosowanych w nich składników. Na tyle, na ile to możliwe Villoresi stara się korzystać tylko z naturalnych ekstraktów, choć są pewne wyjątki, o których wspomina nawet oficjalna strona marki. Dowiedzieć się z niej można między innymi, że stosowanie olejku z werbeny i bergamotki jest zabronione przez prawo, zaś pozyskanie tegoż z konwalii zwyczajnie niemożliwe. Wszystkie zapachy powstają zaś w częściowo zaaranżowanym na studio XV-wiecznym, rodzinnym pałacyku Włocha we Florencji. Nie ma tu więc mowy o laboratoriach wielkich koncernów. Cały proces twórczy odbywa się w jednym miejscu i od początku do końca kieruje nim sam Villoresi. Efekty jego pracy również są niezwykłe. Obecnie za najpopularniejszy zapach marki uchodzi zielony Yerbamate, w jej portfolio znajdują się jednak także i inne perełki. Takie jak Tropicana, Patchouli, Iperborea czy Vetiver. A także wspomniany już przeze mnie Piper Nigrum. Wszystkie zapachy podzielone są zaś na dwie kolekcje. Pierwsza stanowi standardową ofertę marki, druga to tak zwane zapachy vintage. Warto również wspomnieć o inspiracjach, które kierują pracami Villoresi’ego. Cześć jego zapachów, takich jak Musk, Ambra czy Wild Lavender powstała jako interpretacja tradycyjnych perfumeryjnych motywów. Inne stworzone zostały w oparciu o ludowe podania, mity i legendy. Do tej grupy zaliczają się między innymi Alamut, Dilmum czy Theseus. Ja z mojej strony mogę zaś jedynie zachęcić, by poznać je wszystkie.