Boisé Fruité – owocowa niespodzianka
Perfumowa oferta Montale jest naprawdę bogata. Ale tak naprawdę tylko kilku zapachom francuskiej marki udało się zdobyć znaczną popularność. Wśród tych best-sellerów znajduje się zaś nasz dzisiejszy bohater. Boisé Fruité. Kompozycja powstała w 2009 roku i jest dość nietypowa jak na standardy Pierre’a Montale. Mamy tu bowiem do czynienia z pachnidłem zielono-drzewnym, wzbogaconym o akord owocowy. Przy czym to właśnie ten ostatni sprawił, że tak długo ociągałem się z recenzją Boisé Fruité. Osobiście nie jestem fanem większości nut owocowych. A przynajmniej nie w perfumach. W końcu jednak zdecydowałem się dać temu zapachowi szansę i dziś dzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami na temat dzieła Montale.
Już kilka sekund po aplikacji recenzowanych perfum na skórę okazało się, że moje obawy pod ich kątem były niesłuszne. Jeśli bowiem chodzi o tytułowy wątek owocowy, to zbudowany on został tylko i wyłącznie w oparciu o cytrusy. Otwarcie kompozycji przesycone jest słodko-cierpkim aromatem limony. Jest on dość intensywny i niesie ze sobą sporą dawkę rześkości. Dzięki niemu pierwsza faza Boisé Fruité sprawia wrażenie naprawdę przyjemnej. I przyjaznej. Póki co dzieło Montale w ogóle nie pachnie bowiem niszowo. Do czego być może przyczynia się również inny obecny w głowie zapachu cytrus. A konkretnie bergamotka. Ten klasyczny składnik wielu mainstreamowych perfum sprawia, że całość wydaje się jeszcze bardziej jasna i świeża. A wrażenie to trwa nadal na kolejnych etapach opisywanego pachnidła.
Jeśli chodzi o serce Boisé Fruité to choć wciąż rześkie, przybiera ono bardziej zielony kolor. A dzieje się tak za sprawą dwóch obecnych w nim składników. Liścia fiołka oraz liścia mandarynki. W efekcie postrzegam środkową fazę kompozycji jako nieco bardziej szorstką. A przez to męską. Bije też od niej pewne subtelne wrażenie czystości. Z którym mam pewien problem, wydaje mi się ono bowiem lekko detergentowe. Nie wiem czy wynika to ze słabej jakości użytych składników, jednak w środkowym etapie recenzowanych perfum zaczynają pojawiać się silne syntetyczne akcenty. Jest także coś metalicznego, co dawało się wyczuć już w głowie zapachu. Jednocześnie, dzieło Montale zachowuje swój lekki charakter i mimo, iż postrzegam je już mniej pozytywnie, to nadal wydaje mi się ciekawe. Pachnidło to swoim stylem dość silnie nawiązuje bowiem do Silver Mountain Water. Żałuję, że moja próbka perfum Olivier’a Creed’a już dawno się zużyła i nie mogłem zrobić testów równoległych. Podejrzewam jednak, że Boisé Fruité dość wyraźnie przegrałyby w takim porównaniu. Szczególnie, że ich baza również nie stoi na najwyższym poziomie. Pojawia się w niej tytułowy wątek drzewny, który zbudowany został w oparciu o nuty wetywerii i drewna sandałowego. Z jednej strony jest więc świeżo i zielono, z drugiej nieco bardziej zmysłowo i orientalnie. Natomiast w czysty (czytaj detergentowy) klimat zapachu wpisuje się niewymienione w oficjalnym spisie nut, ale niewątpliwie tu obecne, piżmo. Przy czym do jego jakości również można mieć zastrzeżenia.
Większość perfum Montale charakteryzuje się bardzo dobrymi parametrami użytkowymi. W tym aspekcie Boisé Fruité odstają jednak nieco od swojego rodzeństwa. Z tym, że i tak nie jest źle. Jeśli chodzi o ich moc, to powiedziałbym, że jest ona umiarkowana. No może umiarkowana z plusem. Zapach jest wyczuwalny zarówno na skórze jak i w przestrzeni wokół nas, nie atakuje jednak osób w naszym towarzystwie. Pozwala się jednak zauważyć. Słabiej oceniam natomiast trwałość kompozycji. Mimo, iż mamy tu do czynienia z wodą perfumowaną, to jej aromat ulatuje z ciała już po upływie 5-6 godzin od aplikacji. Tak przynajmniej było w moim wypadku.
Przed podsumowaniem, jeszcze krótko o flakonie Boisé Fruité. A ten to typowy wzór stosowany przez francuską markę. Tak więc buteleczka ma kształt walca i przypomina trochę puszkę ze sprejem. Pokryta jest zaś warstwą brązowej farby, co nadaje jej nieco bardziej unikatowego wyglądu. I dobrze komponuje się ze złotą barwą, której użyto do wypisania nazwy zapachu, jego producenta oraz pojemności flakonu. Złoty jest także atomizer oraz zabezpieczający go klips z logo Montale. W efekcie całość prezentuje się według mnie naprawdę dobrze i wywołuje chęć sięgnięcia po buteleczkę, w której zamknięte jest opisywane dziś pachnidło.
Finalnie zdecydowałem się ocenić recenzowane dziś perfumy jako przeciętne. Uważam bowiem, że zapach ten nie jest aż tak zły, jak można przeczytać w niektórych komentarzach. Osobiście sądzę, że znakomita większość tego, co znajdziemy na półkach sieciowych perfumerii pachnie zdecydowanie mniej naturalnie. Tymczasem Boisé Fruité otwiera się dość przyjemnie, i choć z czasem zalicza spadek formy, to inspirowany Silver Mountain Water klimat tej kompozycji może zwrócić uwagę. Dzieło Montale jest lekkie i świeże, nadając się tym samym do użytku w cieplejsze pory roku. Cytrusy dodają mu energii, zaś drzewa budują bardziej elegancki charakter. Muszę przy tym zauważyć, że Boisé Fruité to perfumy, które pasować będą zarówno kobiecie jak mężczyźnie. Ale może sami zdecydujecie się to sprawdzić?
Boisé Fruité
Główne nuty: Cytrusy, Wetyweria.
Autor: Pierre Montale.
Rok produkcji: 2009.
Moja opinia: Może być. (4/7)