Iris Prima – irysowe love cz. III

Na zakończenie mini-trylogii Irysowe love wybrałem jeszcze jeden perfumy, które – podobnie jak Florentine Irisod dawna chciałem zrecenzować. A konkretnie Iris Prima angielskiej marki Penhaligon’s. Zapach ten powstał w 2013 roku a jego autorem jest sam Alberto Morillas. Za kompozycją tą stoi też bardzo ciekawa inspiracja. Otóż oddawać ma ona ducha baletu. Stworzona została zresztą we współpracy z English National Ballet, w szczególności z tancerzami Nathan’em Young’iem i Laurrettą Summerscales. Jeśli zatem jesteście ciekawi tak pachnie dzieło Penhaligon’s, to bez zbędnej zwłoki zapraszam do lektury całej recenzji Iris Prima!

     Jeśli chodzi o podobieństwa między recenzowanymi perfumami a baletem, to pierwsze widzę już na wstępie. Dzieło Alberto Morillas’a od początku wydaje się bowiem niezwykle lekkie i subtelne, niczym tancerze na scenicznych deskach. A tytułowy irys wyczuwalny jest niemal natychmiastowo. Z tym, że w pełni rozwinie się on dopiero w sercu zapachu. Tymczasem w głowie Iris Prima zestawiony został z bergamotką oraz różowym pieprzem. Pierwsza z nich nadaje kompozycji nieco więcej soczystości. Co prawda, na pewno nie nazwałbym otwarcia cytrusowym, jest w nim jednak coś lekko orzeźwiającego. Chłodnego. Jednocześnie, różowy pieprz wnosi do dzieła Penhaligon’s pierwszy ładunek słodyczy. Odpowiada także za wyczuwaną przeze mnie przestrzenność opisywanego pachnidła. Otwarcie Iris Prima jest przyjazne i zachęca nas do dalszego poznania tych perfum.

     A skoro już o dalszych fazach zapachu mowa. W jego sercu irysowa nuta przybiera jeszcze na sile. Podobnie jak to miało miejsce w przypadku Alameda i Florentine Iris, pozbawiona została ona jednak zarówno marchwiowych jak i ziemistych akcentów. Wyeksponowano natomiast jej elegancki charakter. I choć irys ma tu w sobie coś lekko pudrowego, to całość na pewno nie skręca w damską stronę. I to mimo, iż w środkowej fazie zapachu pojawia się także jaśmin. Jego białokwiatowy aromat ociepla dzieło Morillas’a, wzmacnia także jego słodka stronę. Z tym, że do słodziaków Iris Prima się nie zaliczają. Ponadto, w środkowej fazie aromat tych perfum pozostaje lekki i transparentny. Nie ciąży na skórze. I to mimo obecności imitującej woń kwiatów w pełnym rozkwicie aromamolekuły Paradisone. W dodatku, całość nadal pozostaje uniwersalna i pozwala by korzystali z niej również panowie. Co więcej, bliżej bazy przesuwa się nawet nieco na męską stronę skali. Przede wszystkim za sprawą obecnej w końcówce nuty skóry. Która mi jednak bardziej kojarzy się z zamszem. Towarzyszą jej natomiast balsamiczne aromaty benzoesu i ambry. Z kolei o słodszej stronie zapachu przypomina nam wanilia. Za łącznik pomiędzy wyżej wymienionymi składnikami posłużyło zaś drewno sandałowe. Oficjalnie, w bazie pojawia się też wetyweria, jednak ja nie wyczuwam tu jej aromatu.  

     Wypadałoby też przyjrzeć się parametrom użytkowym Iris Prima. A te kształtują się moim zdaniem na poziomie normy. Jeśli chodzi o projekcję, to jest ona umiarkowana. Zapach nie jest specjalnie wyczuwalny w przestrzeni wokół nas, nie pozostawia też ogona. Na sobie czuję go jednak w miarę wyraźnie. Choć zalecałbym nieco obfitszą aplikację. Gdy natomiast mówimy o czasie, przez jaki perfumy te utrzymują się na ciele, to z moich obserwacji wynika, że jest to około 6-8 godzin. Ich trwałość jest zatem całkiem przyzwoita. Zwrócę też uwagę na fakt, że recenzowane pachnidło występuje pod postacią wody perfumowanej.

     To jeszcze tylko krótko o flakonie prezentowanej dziś kompozycji. A ten moim zdaniem prezentuje się bardzo dobrze, choć jego kolorystyka nie do końca pasuje mi do klimatu dzieła Alberto Morillas’a. Wykonana z przeźroczystego szkła buteleczka opatrzona jest jasnobrązową, owalną etykieta z materiału przypominającego nieco wspomniany zamsz. Widać nawet imitację szwów. Na etykiecie znajdziemy zaś informację o nazwie zapachu (wypisaną kontrastową czerwoną czcionką), jego marce oraz koncentracji. Nie zabrakło także logo Penhaligon’s. Uwagę zwraca również zawiązana wokół szyjki flakonu kokarda, będąca znakiem rozpoznawczym angielskiego brandu. Przy czym w przypadku naszego dzisiejszego bohatera ma ona kolor czerwony.   

     Uważam, że Iris Prima to jedne z lepszych irysowych perfum, jakie dane mi było poznać. A najwyżej oceny nie przyznałem im tylko dlatego, że brakuje mi w nich tej charakterystycznej marchwiowości, którą tak lubię. Co nie umniejsza jednak ogólnej, bardzo wysokiej, jakości zapachu. A może nawet służy podkreśleniu jego, niemal baletowej, gracji. W dziele Penhaligon’s odnajduję bowiem coś dystyngowanego. To nie tylko elegancja, ale i klasa. A do tego lekkość i przestrzeń. Obcowanie z Iris Prima daje naprawdę duże poczucie komfortu. To perfumy przyjazne, a jednocześnie mające w sobie to coś. Do tego bardzo uniwersalne. Dzieło Alberto Morillasa pasuje bowiem na większość okazji, jakie przychodzą mi do głowy. Od randki po spotkanie biznesowe. Może jednak sami zechcecie to sprawdzić?      

Iris Prima
Główne nuty: Irys, Skóra.
Autor: Alberto Morillas.
Rok produkcji: 2013.
Moja opinia:  Polecam. (6/7)