Decibel – mainstreamowy buntownik
Oferta męskich perfum Azzaro nie jest zbyt bogata. I skupią się przede wszystkim wokół Wanted oraz Azzaro pour Homme. Od czasu do czasu włodarze marki próbują jednak zaoferować swoim klientom coś nowego. Tak też było w 2011 roku, gdy swoja premierę miał Decibel. Stworzony przez Christophe’a Raynaud’a zapach reprezentować ma rocka oraz towarzyszący tej muzyce bunt. A twarzą kompozycji został sam Julian Casablancos z The Strokes. Jednocześnie, pachnidło to zaskakiwać ma swoja różnorodnością. Przekonajmy się zatem czy rzeczywiście tak się dzieje.
Początek Decibel wydał mi się dość sztampowy, choć można dopatrzeć się w nim jednego ciekawego elementu. Co do zasady jednak, otwarcie zdominowane jest przez wątek cytrusowy. Zbudowany w oparciu o cytrynę z Amalfi. Głowa recenzowanych perfum jest wiec wyraźnie świeża. I energetyzująca. Do czego po części przyczyniają się także obecne w niej aldehydy. Co istotne, mimo swojej rześkości, pierwsza faza dzieła Azzaro niesie też ze sobą zauważalny ładunek słodyczy. I to jest właśnie ta ciekawostka. Otwarcie kompozycji wzbogacone zostało bowiem o nutę lukrecji. I choć osobiście nie przepadam za tym składnikiem, to muszę przyznać, że w zestawieniu z cytrusowym aromatem jego woń wcale mi tu nie przeszkadza. Warto jednak zauważyć, że pozostaje ona gdzieś na drugim planie.
W miarę jak zbliżamy się do serca zapachu, coraz silniej uwidacznia się inny składnik. A jest nim kadzidło. I tu kolejna niespodzianka. Bo choć w dziele Christophe’a Raynaud’a pachnie ono dość klasycznie (czyli kościelnie), to dawno już w żadnych mainstreamowych perfumach nie czułem go aż tak wyraźnie. Jego aromat postawiony został w świetle jupiterów i nawet jeśli pachnie trochę tanio, to i tak - przez moją sympatię do niego - sprawia, że obcowanie z Decibel wydaje mi się nawet przyjemne. Przy czym w środkowej fazie opisywanego pachnidła kadzidłu towarzyszy jeszcze fiołek. Który przypomina nam o męskim charakterze tej kompozycji. I tak się składa, że jest to kolejna lubiana przeze mnie nuta, więc znów, mimo nasilającej się syntetyczności zapachu, nie mam wcale ochoty jakoś mocno go krytykować. Zastrzeżenia mogę natomiast wysunąć pod kątem bazy tych perfum. W niej bowiem następuje powrót do zasygnalizowanej już na wstępie słodyczy. I to powrót dość spektakularny. Główne role w końcówce Decibel odgrywają bowiem bób tonka i wanilia. Tym samym jest więc nie tylko słodko, ale i jakby puszyście. Albo raczej puchato. Mam wrażenie jakby nasz buntownik zamiast skórzanej ramoneski włożył na siebie różową bomberkę. I ta zmiana kierunku nie do końca mi się podoba. Choć sytuacje próbuje jeszcze ratować obecna w ostatniej fazie kompozycji wetyweria. Jej wpływ na całość zapachu jest jednak według mnie marginalny. Tym samym kulinarny, choć zarazem i nieco zmysłowy, klimat całkowicie dominuje na końcowym etapie Decibel. Baza jest taka jakby… hmm… przytulaśna. Kojarzy mi się też trochę z kremem waniliowym.
Biorąc pod uwagę nazwę zapachu, można by spodziewać się, że jego parametry użytkowe stoją na wysokim poziomie. Ale czy rzeczywiście? Moim zdaniem nie do końca. Projekcja tych perfum jest bowiem umiarkowana. No może z małym plusem. Na pewno nie określiłbym jednak tego pachnidła mianem głośnego. Ale trwałego już tak. Jego aromat utrzymuje się bowiem na skórze przez 7-8 godzin od aplikacji. Co dla kompozycji mającej postać wody toaletowej jest moim zdaniem całkiem dobrym wynikiem.
Flakon recenzowanych perfum zdecydowanie wyróżnia się na tle konkurencji. A to za sprawą swojego nietypowego wzoru. Który przypomina mikrofon. Dolna część buteleczki wykonana jest z błyszczącego, czarnego szkła, z szarym pierścieniem u szczytu, w który wbudowany został atomizer. Natomiast zatyczka także jest szara i półokrągła, a jej powierzchnia pokryta jest drobnymi dziurkami. Przez co silniej upodabnia się ona do kapsuły mikrofonu. Uwagę zwraca także brak etykiety lub jakichkolwiek innych oznakowań. Na flakonie odnaleźć możemy jedynie wytłoczone litery dB, będące oczywiście naukowym skrótem słowa decybel.
Tak sobie myślę, że gdyby Decibel nie były perfumami marki Azzaro tylko na przykład Chanel, Dior lub Paco Rabanne, a do tego gdyby trochę więcej zainwestować w ich kampanię reklamową, to mogłyby one osiągnąć podobną popularność jak Bleu de Chanel, Sauvage czy One Million. Jakościowo są bowiem porównywalne, a może nawet trochę lepsze. Do tego ich aromat ma w sobie coś przyjemnego. Mimo wyraźnej słodyczy nie przyprawia o ból zębów. Może natomiast dawać poczucie komfortu. A choć, co do zasady, dzieło Christophe’a Raynaud’a jest raczej przeciętnym pachnidłem, to jednak można odnaleźć w nim coś atrakcyjnego. Zarówno kojarzący się z limoncello początek jak i kadzidlane serce oraz słodka baza wpisują się w powszechne gusta. Przez co zapach Azzaro ma swoich zagorzałych, choć nie tak licznych, sympatyków. Mnie co prawda nie zachwycił, ale nie czuję również potrzeby, by jakoś zauważalnie go krytykować.
Decibel
Główne nuty: Przyprawy, Kadzidło.
Autor: Christophe Raynaud.
Rok produkcji: 2011.
Moja opinia: Może być. (4/7)