MYSLF – syntetyczny słodziak
Marka Yves Saint Laurent nie często zaszczyca nas premierami nowych męskich zapachów. Poprzedni, Y pojawił się na rynku w 2017 roku. Minęło zatem sześć lat, by zadebiutować mogły MYSLF. Zeszłoroczna premiera tej kompozycji nie obeszła się bez echa. Szczególnie, że jej wykonanie powierzono Christophe’owi Raynaud, twórcy między innymi Scandal Pour Homme od Jean-Paul’a Gaultier’a i Joop! – Wow! oraz współautorowi kultowych 1 Million. Sam zapach ma nam natomiast pozwolić w pełni wyrazić siebie. A także odzwierciedlać współczesną męskość. I w sumie hasło My scent, MYSLF nawet mi się podoba. Przekonajmy się jednak czy warto było czekać.
Otwarcie MYSLF jest dość generyczne. I raczej nie przykuwa uwagi. Owszem, jest świeże i w sportowo-morskim stylu à la lata 90’ XX wieku, ale jednocześnie od razu czuć sporą ilość syntetyków. Jakieś sztuczne piżma mające nadawać kompozycji czystego charakteru, a w rzeczywistości przydające jej zdecydowanie nieprzyjemnego, detergentowego wydźwięku. Poza tym dzieło YSL to typowy słodziak, co w połączeniu z duszącym aromatem obecnych w nim syntetyków nie wpływa pozytywnie na moją percepcję tych perfum. Podobno w ich głowie obecna jest również bergamotka, jednak ja wyczuwam tu jedynie cos na kształt rozmytego, czy raczej rozwodnionego akordu cytrusowego. Wpisuje się on w chemicznie świeży i bardzo nijaki klimat pierwszej fazy MYSLF. Choć tak naprawdę trudno tu nawet mówić o jakimś wyraźnym podziale na głowę i serce kompozycji. Całość mocno się zlewa i w miarę upływu czasu wcale nie staje się lepsza.
Jeśli chodzi o środkowy etap opisywanego pachnidła, to zbudowano go wokół kwiatów. Zresztą oficjalna strona YSL z dumą ogłasza, że MYSLF to pierwsze w ofercie francuskiej marki drzewno-kwiatowe perfumy dla mężczyzn. Do budowy ich serca zdecydowano się zaś wykorzystać kwiat pomarańczy. Nie jest to mój ulubiony składnik. Uważam go za trudny, gdyż ma tendencje do przesładzania zapachów oraz sprawiania, że wydają się ciężkie i otumaniające. A choć dzieło Christophe’a Raynaud’a nie przygniata swoim aromatem, to jego słodycz sprawia wrażenie jakby klejącej. Nie daje otulającego poczucia komfortu. Być może po części dlatego, że podbudowano ją nutą lawendy. Jej słodkawy, ziołowy aromat jest jednak dość drażniący. Pachnie kurzem i zaschniętymi liśćmi. Przez co wydaje się jakby syntetyczna woń MYSLF tylko przybierała na sile. A swoją kulminację osiągała w bazie zapachu. W której postawiono na aromamolekułę zwaną Ambrofix. Jest to związek chemiczny opatentowany przez Givaudan i łączący w sobie nuty żywiczne i drzewne z odrobiną szarej ambry i tytoniu. W dziele YSL pachnie jednak przede wszystkim sztucznie. Kompozycji od początku brak naturalności, a jej baza tylko uwypukla ten problem. Nawet niezwykle charakterna z natury paczula jest tutaj kompletnie bez wyrazu. Co w sumie jest pewnym osiągnieciem, tyle, że raczej nie pozytywnym.
Przekonajmy się teraz jak dzieło YSL prezentuje się pod kątem swoich parametrów użytkowych. A jeśli o te chodzi, to na przykład mocy wcale mu nie brakuje. MYSLF projektuje dość intensywnie, z tym, że akurat w przypadku tych perfum nie do końca jest to zaletą. Jak przystało na pachnidło naszprycowane syntetykami, kompozycja posiada także bardzo dobrą trwałość. Która w moim przypadku plasuje się w okolicach 9-10 godzin od aplikacji. Musze też jednak zwrócić uwagę, na fakt, iż mamy tu do czynienia w wodą perfumowaną.
Skoro opisałem już aromat MYSLF oraz walory użytkowe tych perfum, to wypadałoby jeszcze poświęcić chwilę uwagi ich flakonowi. A ten może się podobać. Buteleczka jest smukła i wykonana z przydymionego szkła. Na jej froncie wytłoczono logo francuskiej marki. U dołu, białą czcionką, wypisano zaś koncentrację zapachu. Co ciekawe nie ma natomiast informacji o jego nazwie. Natomiast srebrny atomizer ukryty został pod prostopadłościenną czarną zatyczką. W efekcie całość prezentuje się zarazem męsko jak i elegancko. Zachęca do zakupu.
Yves Saint Laurent to marka, która dała mężczyznom wiele świetnych pachnideł. Takich jak Kouros, Opium pour Homme czy M7. Od czasu Y wyraźnie obniżyła jednak loty. Choć mająca miejsce w 2019 roku premiera damskich Libre dawała nadzieję na zmianę kierunku. Tak się jednak nie stało. MYSLF to bowiem zapach totalnie pozbawiony tożsamości. Trochę słodki, trochę świeży, ale w sumie nijaki. Jeśli tak pragną pachnieć współcześni mężczyźni, to ja mówię pass. W dziele Christophe’a Raynaud’a nie odnajduję nic ciekawego. A do tego jego syntetyczny aromat naprawdę mnie drażni. Jest duszący i nieprzyjemny. Zupełnie brak tu jakiejkolwiek naturalności. Nie rozumiem jak tak szanowana marka jak YSL mogła wypuścić na rynek tak słabe perfumy.
MYSLF
Główne nuty: Kwiaty, Nuty Drzewne.
Autor: Christophe Raynaud.
Rok produkcji: 2023.
Moja opinia: Zdecydowanie odradzam! (1/7)