Aura Maris – wśród morskich fal cz. I

Dziś na blogu rozpoczynam nową trylogię. Elementem łączącym wszystkie wchodzące w jej skład zapachy będą zaś nuty morskie.  I tak na pierwszy ogień idzie Lorenzo Villoresi i jego Aura Maris (łac. morskie powietrze). Kompozycja ta powstała w 2012 i wchodzi w skład kolekcji Mare Nostrum (łac. Morze Śródziemne). Co ciekawe, mimo iż od premiery tych perfum minęło już sześć lat, wciąż są one jedynymi w tej linii. Czyżby brak natchnienia? Wracając jednak do samej Aura Maris, muszę przyznać, że kompozycja ta nie miała łatwego zadania. Temat morski jest bowiem jednym z najpopularniejszych w męskiej perfumerii, eksplorowanym choćby w takich best-sellerach jak Davidoff - Cool Water, Kenzo pour Homme czy Acqua di Giò Pour Homme domu mody Armani. Jak zatem na ich tle wypada działo Villoresi’ego?

Aura Maris.jpg

Otwarcie Aura Maris niewątpliwie zwraca uwagę. Jest chyba jednym z ciekawszych, jakie dane mi było poznać. Określiłbym je jako gorzko-kwaśne. Bardzo ostra cytrusowa nuta podparta w nim została jasnozielonym aromatem galbanum. Morski charakter zapachu zauważalny jest od pierwszych minut. Kompozycja jest świeża i rześka. Obecna w głowie recenzowanych perfum bergamotka iskrzy na skórze. Jej aromat jest wyrazisty i naprawdę świdruje w nosie. Dobrze czuć charakterystyczną dla tego owocu goryczkę. Początek zapachu może też kojarzyć się z Eau Sauvage Diora. Jest jednak bogatszy o wspomnianą zieloną nutę galbanum. Ta zieloność, połączona z owocową nutą mandarynki, sprawia, że kompozycja skręca nawet trochę w stronę Hermès - Eau d’Orange Verte. Nie posiada jednak aż tak silnie kolońskiego charakteru. Samo galbanum jest zaś jasne, ale za sprawą mandarynkowej słodyczy pozbawione zostało części swojej intensywności. Pewna cierpkość jednak pozostaje.

Aura Maris

Po naprawdę intrygującej głowie dzieło Lorenzo Villoresi’ego wkracza w fazę serca. To przejście jest całkiem ciekawe i trochę zaskakujące. W środkowym etapie Aura Maris królują bowiem kwiaty. Przede wszystkim otrzymujemy tu więc narcyza. Towarzyszy mu zaś jaśmin. Ich woń stanowi wyraźne nawiązanie do roślin porastających wybrzeża Morza Śródziemnego. W ich białokwiatowym aromacie odnajduje zaś coś delikatnie fekalnego/indolowego. I mokrego. W dziwny sposób pasuje to jednak do morskiego charakteru kompozycji. Współgra także z pojawiającą się na tym etapie kompozycji paczulą. Obok niej do głosu zaczyna też dochodzić abstrakcyjny akord drzewny. Niestety, Aura Maris zaczyna również pachnieć coraz bardziej chemicznie. Ten efekt nie jest jednak bardzo wyraźny, bowiem baza opisywanych dziś perfum jest raczej dyskretna. Jej słodko-drzewny aromat oddala nas trochę od wybrzeża. Wspomniana słodycz pochodzi zaś od piżma, które zaznacza tu swoją obecność. Bardzo słodko jednak nie jest, szczególnie, że na wierzch znów wychodzą syntetyki. Także akord ambrowy wykonany został nieco niestarannie i w efekcie brak mu naturalności. Całość nie wypada jednak źle.

Aura Maris

Gdy przyglądam się parametrom użytkowym recenzowanych dziś perfum, dochodzę do wniosku, że kompozycja nastawiona jest na tak zwany efekt bloterowy. Mamy tu więc naprawdę mocne i wyraźne otwarcie, po którym Aura Maris szybko osiada na skórze. Stamtąd zaś jedynie od czasu do czasu kieruje w naszą stronę leniwe podmuchy morskiej bryzy. Zdecydowanie lepiej jest jednak z trwałością kompozycji. Zapach ten utrzymuje się na ciele przez 7-8 godzin, mimo iż występuje w stężeniu wody toaletowej. Szkoda jedynie, że jego głowa trwa tak krótko…

Wygląd flakonu Aura Maris nie powinien być dla nikogo zaskoczeniem. Jest to klasyczny wzór znany ze wszystkich kompozycji Lorenzo Villoresi Firenze. Przeźroczystą, sześciokątną buteleczkę wieńczy srebrna zatyczka o kapeluszu w tym samym kształcie. Na morski charakter perfum wskazuje za to ich etykieta. Wykonana w kolorze błękitnym, informuje nas o nazwie tych perfum, ich producencie oraz przynależności do kolekcji Mare Nostum. Natomiast żółta barwa zawartej we flakonie cieczy nasuwa mi w tym wypadku skojarzenie ze złocistym piaskiem śródziemnomorskich plaż. Całość prezentuje się więc naprawdę dobrze.

W moim odczuciu Aura Maris to raczej przeciętne perfumy. Choć wodny klimat zapachu wyczuwalny jest w nim od samego początku, z czasem traci on na ewidentności. Kompozycja przyciąga wyrazistym otwarciem, jednak również jej serce niepozbawione jest uroku. Ten efekt niweczy dopiero tania baza. Szkoda, że Villoresi’emu zabrakło determinacji, by staranniej wykończyć swoje dzieło. Potencjał na pewno był. W rezultacie otrzymujemy jednak średniej jakości morskie perfumy, zbliżające się do półki z napisem sport. Spodziewałem się czegoś więcej. Może zatem kolejny zapach w niniejszej trylogii okaże się pozytywnym zaskoczeniem? Tego dowiecie się już niebawem.              

Aura Maris
Główne nuty: Cytrusy, Kwiaty.
Autor: Lorenzo Villoresi.
Rok produkcji: 2012.
Moja opinia:  Może być. (4/7)

Aura Maris 3.jpg