Little Song – kawę podano
Ostatnio poszukiwania perfum z nutą kawy w temacie przywiodły mnie do Little Song włoskiej marki Meo Fusciuni. A że zapachy tworzone przez Giuseppe Imprezzabile już kilkukrotnie okazały się dla mnie pozytywnym zaskoczeniem, ciekaw byłem jak będzie tym razem. Sam bohater dzisiejszego wpisu to natomiast kompozycja jeszcze młoda, powstała w 2018 roku i wspólnie ze Spirito stanowiąca część Metamorphosis Cycle. Zresztą także w opisie znaleźć można informację, że zapach zaczyna się od metamorfozy jego autora oraz, że Little Song jest zmianą. Tworzone przez Giuseppe poetyczne charakterystyki poszczególnych perfum zazwyczaj bardzo mocno mnie fascynują i nie inaczej jest w tym wypadku. Jednak czy sama kompozycja okazała się równie intrygująca?
Początek Little Song naprawdę mnie zaskoczył. Przede wszystkim dlatego, że wspomniana kawa jest tu wyczuwalna niemal natychmiast. O niej jednak za chwilę. Głowa zapachu zbudowana została bowiem w oparciu o nieco inne nuty. Przede wszystkim różowy pieprz oraz imbir. Ich słodki, przyprawowy aromat sprawia, że odbieram otwarcie kompozycji jako naprawdę przyjazne. A także stosunkowo jasne i lekkie. W czym zapewne pomaga też obecna na tym etapie recenzowanych perfum nuta bergamotki. Dodaje im ona nieco wigoru, co współgra z pobudzającym zmysły kawowym tematem. Żaden z wymienionych przeze mnie do tej pory składników samodzielnie nie odgrywa tu jednak większej roli. Stanowią one zaledwie preludium do tego, co dzieje się w sercu Little Song.
We wstępie wspomniałem, że Giuseppe Imprezzabile określił recenzowane dziś perfumy mianem zmiany. I faktycznie, ich ewolucja jest dość wyraźna. Na pierwszy plan wysuwa się zaś anonsowana już przeze mnie kawa. I daleko jej tu do czekoladowo-orzechowego charakteru Valentino – Uomo czy kwiatowo-ciasteczkowego Montale - Intense Café. W dziele Meo Fusciuni jest ona ciemna i mętna. Do tego bardzo aromatyczna. Jej woń jest naturalna i wyrazista. Nie potrafię się jej oprzeć. Nie myślcie sobie jednak, że serce Little Song jest mroczne. Co to, to nie. Owszem kompozycja sprawia wrażenie gęstej i zawiesistej, osłodzono ją jednak przy pomocy tureckiej róży. Połączenie nut kawy i róży nie jest może specjalnie oryginalne, tutaj jednak sprawdza się doskonale. A to dlatego, że królowa kwiatów nie dominuje, jak to ma zwyczaju, ale stanowi dopełnienie zapachu. W jego środkowej fazie pojawia się też jeszcze liatra. Roślina z rodziny astrowatych, o której istnieniu dowiedziałem się dopiero przy okazji niniejszego wpisu. Nie odniosę się zatem do jej aromatu. Wypada mi natomiast jeszcze opisać to, co dzieje się w bazie zapachu. A tu słodki wątek kontynuowany jest za sprawą tytoniu. Nadaje on całości nieco więcej szorstkości oraz męskiego charakteru. A także specyficznego ciepła. W parze z nim pojawia się zaś orzechowo-drzewna wetyweria. Natomiast drapieżności nadają Little Song cywet oraz piżmo. W końcówce wyczuć też można nieco balsamicznego labdanum. Nie odnajduję za to deklarowanej na tym etapie kompozycji nuty szałwii.
Poświęćmy teraz chwilę uwagi parametrom użytkowych opisywanego zapachu. A na początek przyjrzyjmy się jego projekcji. Według mnie nasz bohater posiada raczej umiarkowaną moc. Choć ja czułem te perfumy na sobie, to jednak osoby w moim otoczeniu mogły już mieć z tym nieco kłopotu. Z drugiej strony, może to dobrze, że Little Song nie jest inwazyjny. Nie każdy jest przecież kawoszem. Poza tym kompozycja nadrabia trwałością. Na mojej skórze utrzymywał się ona przez jakieś 7-9 godzin. Przypomnę jednak, że mamy tu do czynienia z wodą perfumowaną.
A jak prezentuje się flakon dzieła Meo Fusciuni? Jeśli chodzi o kształt to nie różni się on od pozostałych perfum w ofercie włoskiej marki. Niewielka buteleczka sprawia wrażenie pękatej, wykonana jest zaś z brązowego szkła. Wokół nasady atomizera widnieje srebrny pierścień a całość zwieńczona jest masywną, drewnianą zatyczką. Moją uwagę najsilniej przykuła jednak etykieta. A konkretnie jej wiśniowa barwa. Zastanawia mnie ten wybór, ponieważ we wspomnianych już Intense Café też sięgnięto po fiolet, choć znacznie głębszy. Czy kolor ten ma zatem coś wspólnego z kawą? Nie wiem. Wiem natomiast, że na etykiecie przyjemną dla oka, białą czcionką wypisano nazwę zapachu, jego producenta oraz koncentrację.
W moim odczuciu Little Song to kolejna mocna pozycja w portfolio Meo Fusciuni. I jedne z lepszych kawowych perfum, jakie do tej pory miałem okazję poznać. Zapach jest aromatyczny i bardzo realistyczny. A także na swój sposób wyrafinowany. Czuć też jego artystyczny charakter. Wszystkie elementy zblendowane są tu naprawdę umiejętnie. Kawa dominuje, ale to właśnie sposób, w jaki dobrano pozostałe składniki pozwala jej tu naprawdę błyszczeć. Poprzez efekt kontrastu, zarówno róża jak i tytoń służą do uwypuklenia jej olfaktorycznych walorów. Jednocześnie niszowy styl kompozycji wcale nie przekreśla tego, że może ona znaleźć swoich miłośników również wśród zwolenników mainstreamu. Little Song to bowiem perfumy bardzo przystępne, stopniowo odsłaniające przed użytkownikiem swój wysublimowany urok. Spod którego nie potrafię (i chyba nawet nie chcę) się uwolnić.
Little Song
Główna nuta: Kawa, Tytoń.
Autor: Giuseppe Imprezzabile.
Rok produkcji: 2018.
Moja opinia: Polecam. (6/7)