Tabac Rouge – złocisty blask
Tegoroczna zima była dość mroźna, dlatego pomyślałem, że przygotuję wpis o jakichś ciepłych i otulających perfumach. A mój wybór padł na Tabac Rouge od Phaedon. Niestety, jak to czasem w życiu bywa, nie wszystko zawsze idzie po naszej myśli i dlatego recenzja stworzonej przez Anne-Cecile Douveghan kompozycji trafia na bloga dopiero dziś. Dla mnie jest to pierwsze spotkanie zarówno z francuską marką jak i autorką zapachu. Co zaś naprawdę ciekawe to, iż zarówno fragrantica jak i basenotes podają, że Tabac Rouge to jedyne perfumy w dorobku Douveghan. Już teraz mogę jednak zdradzić, że naprawdę udane. Na oficjalnej stronie Pheadon znajdziemy zaś odniesienia do Art Déco i tworzonych w tym stylu obrazów Tamary Łępickiej. Brzmi zachęcająco?
Nie mógłbym zacząć dzisiejszej recenzji inaczej niż od stwierdzenia, że po aplikacji na skórę Tabac Rouge natychmiastowo kojarzy się z Tobacco Vanille Tom’a Ford’a. To ten sam słodko-tytoniowy klimat. A że moja mama jest szczęśliwą posiadaczką tych drugich perfum miałem okazję zrobić testy porównawcze. Do moich wrażeń odniosę się jednak w podsumowaniu. Póki co skupmy się tylko na bohaterze niniejszego wpisu. Otwarcie to przede wszystkim bardzo sensualne połączenie nuty miodu oraz przypraw. Przy czym aromat tego pierwszego, choć bez dwóch zdań ewidentny, jest też na swój sposób delikatny. Nie ma w nim goryczy. Jest za to złociste ciepło. I jakaś słodka płynność. Natomiast rozgrzewające właściwości pierwszej fazy Tabac Rouge wynikają również z obecności cynamonu i imbiru w składzie tych perfum. Nadają one kompozycji odrobinę pikanterii, balansując tym samym jej słodycz.
Mimo iż deklarowany jako nuta głowy, w sercu zapachu miód dalej jest obecny. Według mnie stanowi zresztą jego trzon. W środkowej fazie dołącza do niego jednak tytułowy tytoń. Jego aromat również jest słodki, ale to już inny typ słodyczy. Jakby głębszy. Po za tym pojawia się w nim pewna goryczka. A całość staje się nieco mniej kulinarna. Dalej epatuje jednak ciepłem i zmysłowością. Co ważne, aromat Tabac Rouge nie wydaje mi się przy tym ciężki. Oczywiście, po tego typu nutach musimy spodziewać się pewnej gęstości czy też zawiesistości, ale dzieło Anne-Cecile Douveghan skonstruowane jest tak, że ograniczone zostały one do minimum. Jeśli natomiast spojrzymy w oficjalny spis nut, to zauważymy, że w sercu recenzowanej kompozycji pojawia się także kadzidło. Niestety, nie udało mi się go tutaj w ogóle odnaleźć. W miarę jak zbliżamy się do bazy zapachu, coraz wyraźniejsza staje się za to woń benzoesu syjamskiego. Jego żywiczna słodycz dobrze wpisuje się w klimat Tabac Rouge. Jednocześnie, w zapachu pojawia się również coś delikatnie pudrowego. Jest to tylko niuans, ale wyczuwalny. Dopełnienie kompozycji stanowi natomiast budujące jej końcówkę piżmo. Utrwala ono aromat tych perfum, specjalnie go przy tym nie modyfikując.
To teraz może przyjrzyjmy się parametrom użytkowym prezentowanego pachnidła. Również pod ich względem dzieło Phaedon wypada naprawdę przekonywająco. Tabac Rouge posiada wyraźną projekcję, nie jest jednak zbyt intensywne. Jedynie dyskretnie zaznacza swoją obecność. Wyróżnia się natomiast świetną trwałością. Aromat tych perfum utrzymuje się na skórze przez długie godziny. Tak nawet do 13-14 od chwili aplikacji. A na ubraniach jeszcze dłużej. Weźmy jednak poprawkę na to, że mamy tu do czynienia z wodą perfumowaną a nie toaletową.
A jak prezentuje się flakon Tabac Rouge? Według mnie jego wzór jest elegancki, choć jednocześnie trochę zachowawczy. A także dość ciemny. Butelka wykonana jest bowiem z jakby przydymionego szkła. A sporą część jej frontowej ścianki zajmuje czarna, owalna etykieta. W jej centralnym punkcie widnieje wypisana nazwa zapachu. Powyżej znajduje się zaś oznaczenie marki, wraz z logo Phaedon. W dolnej części umieszczono natomiast informację o koncentracji. Całość zwieńczono zaś smukłą, czarną zatyczką. W efekcie flakon prezentuje się zarazem ekskluzywnie jak i trochę mrocznie. Może się jednak podobać.
Podsumowanie dzisiejszej recenzji zacznijmy od obiecanego porównania do Tobacco Vanille. W moim odczuciu Tabac Rouge to perfumy subtelniejsze i lżejsze niż dzieło Ford’a. Odnajduję w nich także więcej pikanterii. Zwłaszcza w otwarciu. I jeśli mam być szczery, to zapach Phaedon podoba mi się bardziej. Chyba właśnie dlatego, że nie jest tak przytłaczający. Określiłbym go nawet jako (na swój sposób) świetlisty. Skrzy się złotą słodyczą. Rozgrzewa i relaksuje. Zdaje sobie natomiast sprawę z faktu, że wiele osób zarzuca dziełu Douveghan małą oryginalność. To prawda, Tabac Rouge eksploruje kierunek, który Tom Ford i Olivier Gillotin wyznaczyli już 6 lat wcześniej. Tylko czy można zarzucać komuś, że wziął na warsztat to, co znane i jeszcze to ulepszył? Moim zdaniem nasz dzisiejszy bohater to bowiem subtelniejsza a przez to bardziej uniwersalna wersja Tobacco Vanille. I nawet, zakochana w tym ostatnim, moja mama w bezpośrednim teście w ciemno wskazała na Tabac Rouge jako te perfumy, które bardziej jej się podobają. No a do tego są też sporo tańsze.
Tabac Rouge
Główne nuty: Miód, Przyprawy.
Autor: Anne-Cecile Douveghan.
Rok produkcji: 2013.
Moja opinia: Gorąco polecam! (7/7)