Vert des Bois – pośród drzew cz. I
Tak zwana zielona część kolekcji Private Blend Tom’a Ford’a składa się z czterech zapachów, z których do tej pory na blogu pojawił się tylko Vert d’Encens. Natomiast dziś dołącza do niego Vert des Bois. Który, podobnie jak jego brat, powstał w 2016 roku za sprawą Olivier’a Gillotin’a. Przy czym w założeniu perfumy te miały być najbardziej prowokacyjne z całego kwartetu. Ale czy rzeczywiście tak jest? O tym za chwilę. Teraz zwrócę zaś jeszcze Waszą uwagę, że już samo to, iż amerykański dyktator mody postanowił włączyć do swojej oferty kompozycję o wyraźnie zielonym zabarwieniu uznać należy za odważne. W męskiej perfumerii zieleń była bowiem znakiem rozpoznawczym lat 70’ i 80’ XX wieku i przebrzmiała wraz z nimi. Dziś kojarzy się zaś przede wszystkim z aromatami dla starszych panów. Ale czy w przypadku Vert des Bois również tak jest?
Początek recenzowanych perfum niewątpliwie zalicza się oryginalnych. Jest surowy i nie do końca przyjemny. Owszem, sporo w nim zieleni, ale takiej bardzo nietypowej. Chłodnej. I jakby dymnej? Mimo, iż oficjalnie kadzidło nie pojawia się w składzie Vert des Bois mam wrażenie, że dość wyraźnie je tu czuję. Natomiast wątek zielony zbudowany został w oparciu o dość unikatowe zestawienie nut. Olivier Gillotin złożył go bowiem z pąków topoli i liści drzewa oliwnego. Doprawionych odrobiną anyżu (stąd zapewne wyczuwany przez mnie chłód). Efekt jest taki, że głowa kompozycji sprawia wrażenie wyraźnie męskiej. Do czego przyczynia się również obecny w niej aromat ouzo. Dla mnie jednak niewyczuwalny jako pojedyncza nuta. Wychwycić można za to słodszą woń śliwki. Nadaje ona dziełu Ford’a krągłości wygładzając jego ostre zielone krawędzie.
Jeśli chodzi o serce Vert des Bois, to moim zdaniem dość znacząco różni się ono od tego, co czujemy w pierwszej fazie tych perfum. Przede wszystkim zapach staje się łagodniejszy. Olivier Gillotin wprowadził bowiem do swojej kompozycji nutę jaśminu oraz abstrakcyjny wątek białokwiatowy. Ciekawe jest natomiast to, że we wczesnym sercu wyczuwam również coś, co kojarzy mi się z aromatem białego wina. W którym notabene często da się wyczuć zarówno zielone jak i białokwiatowe akcenty. Natomiast po około 2,5-3 godzinach od aplikacji coraz silniej dawać o sobie znać zaczyna mastyks. Za jego sprawą opisywane pachnidło nabiera bardziej żywicznego wydźwięku. Czuć tu także jego charakterystyczną pistacjową woń. Z kolei w bazie Vert des Bois najistotniejszą rolę odgrywa paczula. Jest ona fundamentem, na którym oparto wątek drzewny. I to mimo, iż sama do drzew się nie zalicza. Jej aromat ma z nimi jednak sporo wspólnego. Przy czym w recenzowanych dziś perfumach podkreślono także jej skórzaną stronę. Co przekłada się na wzmocnienie męskiego charakteru kompozycji. Za jej sprawą powraca także pierwotna surowość dzieła Tom’a Ford’a. Które z czasem łagodzi jednak swoje oblicze. Za sprawą bobu tonka końcówka jest bowiem cieplejsza i bardziej komfortowa.
Poświećmy teraz chwilę by przyjrzeć się parametrom użytkowym Vert des Bois. A te prezentują się moim zdaniem na dość wysokim poziomie. Po kilkudniowych testach doszedłem do wniosku, że projekcja tych perfum plasuje się nieco powyżej przeciętnej. Zapach jest dobrze wyczuwalny na skórze oraz w przestrzeni wokół nas. Zostawia także niewielki ogon. Jeśli zaś chodzi o trwałość kompozycji, to i do niej nie można mieć zastrzeżeń. W moim przypadku wynosiła ono około 9-10 godzin. Warto jednak pamiętać, że mamy tu do czynienia z wodą perfumowaną, a nie toaletową.
To jeszcze krótko o flakonie recenzowanego dziś pachnidła. A mamy tu oczywiście do czynienia ze wzorem typowym dla całej kolekcji Private Blend. Tak więc buteleczka wykonana jest z czarnego szkła, co mocno ogranicza jej przejrzystość. Na froncie znajduje się złota etykieta, na której wypisano nazwę kompozycji, jej markę oraz koncentrację, a także pojemność flakonu. Tej samej barwy jest również atomizer. Ukryto go zaś pod przypominającą kapitel zatyczką. Całość, jak zawsze, prezentuje się więc bardzo dobrze, łącząc elegancję z nowoczesnością.
Choć uważam Vert des Bois za perfumy ciekawe, to jednak nie do końca mnie one przekonały. Owszem, zapach jest nieszablonowy i eksploruje bardzo różne oblicza zieleni, ma jednak pewne braki. Szczególnie jego baza sprawia wrażenie trochę płaskiej. A głowa chaotycznej. Dlatego najlepsze wrażenie zrobiła na mnie jego środkowa faza. Muszę też podkreślić, że co do zasady podoba mi się jak zmienna jest ta kompozycja i jak intrygująco ewoluuje na skórze. Problem w tym, że nie wszystkie ścieżki, którymi podąża trafiają w mój gust. Czasem, jak dla mnie, za dużo w niej świeżej (niemal galbanowej) zieleni, innym razem Vert des Bois odstrasza intensywnym aromatem sosnowych igieł. Który co by nie mówić wywołuje jednak pewne dziadkowe skojarzenia. Ogólnie, jest to jednak całkiem udane pachnidło stanowiące oryginalny dodatek do kolekcji Private Blend.
Vert des Bois
Główne nuty: Nuty Drzewne, Nuty Zielone.
Autor: Olivier Gillotin.
Rok produkcji: 2016.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)