Wonderwood – drzewny prysznic
Dzisiejszy wpis jest trochę achronologiczny. A to dlatego, że ponad rok temu na blogu pojawiła się recenzja Wonderoud – perfum będących niejako latoroślą bohatera niniejszego tekstu. Stworzone przez Antoine’a Lie Wonderwood są bowiem o cztery lata starsze od dzieła Antoine’a Maisondieu. Eksplorują też nieco inny rejon olfaktorycznej mapy. Jak sama nazwa wskazuję silniej skupiają się bowiem wokół nut drzewnych. W opisie na oficjalnej stronie Comme des Garçons można wręcz przeczytać o ich przedawkowaniu. A że osobiście jestem bardzo dużym miłośnikiem tego typu pachnideł, było tylko kwestią czasu kiedy sięgnę po Wonderwood. Dziś natomiast mam przyjemność podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami na temat tej kompozycji.
Nie ma co ukrywać, że recenzowane dziś perfumy od samego początku wydzielają silnie drzewny aromat. Z tym, że ich głowa urozmaicona została kilkoma innymi elementami. Przede wszystkim przyprawami. Obecność czarnego pieprzu ożywia pierwszą fazę zapachu i nadaje jej wigoru. W ślad za pieprzem podąża zaś gałka muszkatołowa, którą najsilniej czuć mniej więcej 3-5 minut po aplikacji Wonderwood na skórę. Bardzo lubię tę przyprawę a pikanteria, której dodaje ona dziełu Comme des Garçons sprawia, że całość nabiera jeszcze więcej kolorytu. Zwłaszcza, że na tym etapie kompozycji odnaleźć można również pewne dymne akcenty, pojawiające się tu za sprawą kadzidła. Otwarcie wzbogacone zostało także o (raczej subtelną) cytrusową nutę bergamotki. Taki początek zapachu sprawia, że jest on zarazem interesujący, jak i przystępny. Nie ciąży na skórze, pozwala natomiast by z czasem otworzyło się przed nami jego drzewne serce.
A skoro już o drzewach mowa… Jednym z niewątpliwych bohaterów Wonderwood jest dla mnie cedr. Jego świeży aromat jest dla mnie ewidentny. Niesie ze sobą ładunek męskości oraz zapowiedź przygody. Dziwię się natomiast, że w żadnym ze sprawdzonych przeze mnie spisów nut nie natrafiłem na sosnę. Mam bowiem wrażenie, że charakterystyczna woń jej zielonych igiełek również jest tu dość prominentna. Dość intrygująco, Antoine Lie wzbogacił także środkową fazę swojego pachnidła o cristalon. Jest to aromamolekuła o kwiatowo-owocowym aromacie, z wyczuwalnymi nutami róży, śliwki (!) oraz jabłka. Dzięki jej obecności opisywana dziś kompozycja zostaje niejako wygładzona. Nabiera krągłości. Za którą współodpowiedzialny jest też jednak pojawiający się w sercu Wonderwood Cashmeran. Za zaanonsowaną w głowie, dymną stronę zapachu odpowiada z kolei drewno gwajakowe. I muszę przyznać, że tak skomponowana środkowa faza dzieła Comme des Garçons zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie. Z kolei baza jest już bardziej zachowawcza. Czuć w niej ostrzejsze tony paczuli połączone z bardziej zmysłowym aromatami drewna sandałowego oraz oudu. Oraz kolejnej aromamolekuły, którą jest javanol. Powyższy zestaw uzupełniony został jeszcze o wetywerię, jednak według mnie nie odgrywa tu ona znaczniejszej roli.
Oprócz samego aromatu, istotnym aspektem każdych perfum są także ich parametry użytkowe. A w przypadku Wonderwood zdecydowanie zadbano, by były one na wysokim poziomie. Recenzowane pachnidło projektuje całkiem intensywnie, bardzo szybko roztaczając wokół nas drzewną aurę. Z tego względu sugeruję by aplikować je z rozwagą. Zwłaszcza podczas pierwszego testu. Bardzo duże wrażenie zrobiła na mnie również trwałość tej kompozycji. Zdecydowanie przekracza ona 12 godzin, oscylując gdzieś w granicach 14-15. Dzięki temu zapach towarzyszyć nam może przez cały dzień. Warto też jednak pamiętać, że mamy tu do czynienia z wodą perfumowaną, a nie toaletową.
A jak w takim razie prezentuje się flakon recenzowanego pachnidła? Moim zdaniem, przede wszystkim dobrze pasuje on do charakteru zamkniętego w jego wnętrzu zapachu. Ciemnobrązowa barwa szkła, z którego jest wykonany trafnie oddaje klimat Wonderwood. Z kolei opływowy kształt buteleczki, typowy dla podstawowej linii perfum CdG, koresponduje z faktem, iż mimo drzewnego charakteru, nasz dzisiejszy bohater nie jest kompozycją ciężką. Natomiast jeśli chodzi o pozostałe detale, to zarówno nazwa prezentowanych perfum jak i ich marka wypisane są bezpośrednio na szkle, a całość wzoru uzupełniona została przez czarną, cylindryczną zatyczkę. Końcowy efekt, choć może nieco mało wyrazisty, oceniam pozytywnie.
Jestem dużym miłośnikiem zapachów drzewnych i myślę, że ten aspekt nie pozostał bez wpływu przy ocenie, którą wystawiłem Wonderwood. Ale prawda jest taka, że te perfumy naprawdę mi się podobają. Stanowią kumulację nut drzewnych, wzbogaconą wątkiem przyprawowym. I choć na papierze taki opis może wydawać się mało oryginalny, to jednak ważne jest jak zapach prezentuje się w praktyce. A Antoine Lie postarał się by jego dzieło dawało nam nie tylko poczucie świeżości i komfortu, ale też emanowało męskością. Kompozycja zgrabnie rozwija się na skórze, odsłaniając przed nami swoje kolejne warstwy. Przy czym moim zdaniem to serce jest jej najlepszą fazą. Za sprawą jego aromatu przenosimy się w sam środek lasu. Co jednak ważne, opisywane perfumy są w stu procentach noszalne. W zasadzie trudno mi nawet nazwać je niszowymi. I z czystym sumieniem zachęcam do tego, byście sami się o tym przekonali.
Wonderwood
Główna nuta: Nuty Drzewne.
Autor: Antoine Lie.
Rok produkcji: 2010.
Moja opinia: Polecam. (6/7)